poniedziałek, 28 kwietnia 2008

Relacja Darii z biegu 12 godzinnego

Dobrze, że pisze się rękami, bo nogi to mnie trochę bolą. Do pracy pojechałam na rowerze, chodzenie na razie sprawia mi pewną trudność.

26 kwietnia odbyła się 10 – jubileuszowa edycja Biegu 12 godzinnego w Rudzie Śląskiej. I ja tam byłam i szampana piłam :-) to trochę opowiem co widziałam.

Pierwszy raz bieg odbywał się w nocy – start o godzinie 20, koniec o 8 rano w niedzielę. Mi się taka opcja bardzo podoba – nie ma upału, a noc bardziej sprzyja przemyśleniom. Jeśli komuś dokuczała senność – można było napić się kawki, która była na stoliczku z odżywkami. W ogóle stoliczek był bardzo suto zastawiony – dla mnie najgenialniejsze były naleśniki (!) i rosół.

Trasa przebiegała na pętli 1400 metrów, była właściwie płaska – to znaczy przez 8 godzin była płaska, a potem to już każdy biegający w co najmniej kilku miejscach widział spore przewyższenia :-).

Taktyki biegania były różne – niektórzy wystartowali szybko, inni od początku biegli powoli, niektórzy głównie biegali, inni trochę chodzili. Ja biegłam w miarę równym tempem właściwie przez cały bieg. Zaczęłam wolno i tak już zostało, no na ostatnich 2 godzinach jeszcze ciut zwolniłam. Pierwsze 6 godzin minęło mi jak z bicza strzelił. Najgorszy, ze względu na nudę, był czas między 7 a 10 godziną biegu (to czas zadawania sobie trudnych pytań typu: „po co ja to robię?” , „czy ja jestem normalna?”). Potem już jakoś motywacja wracała – w sumie co to jest 2 godziny, gdy się już przebiegło 10 :-) i w ostatniej półgodzinie dołączyła się euforia.

Po upłynięciu 12 godzin na gwizdek sędziów wszyscy zatrzymaliśmy się tam, gdzie akurat dobiegliśmy, dystans został zmierzony, a my poszliśmy się regenerować.

Pierwszym etapem był dla mnie prysznic z przyjemnie gorącą wodą, a potem: wino, szampan, wspaniały obiad, gratulacje, koronacje, nagrody. Bardzo mi się podobało, że wszystko przebiegało tak sprawnie, bez żadnych opóźnień, które są częstą zmorą na wielu biegach. Bieg jest absolutnie godny polecenia – tam trzeba bywać. Myślę, że w przyszłym roku też się tam pojawię.

Bardzo się cieszę, że udało mi się zrobić powyżej 100 km – nie zakładałam tego nawet w najśmielszych marzeniach. Teraz to już do końca roku mogę leżeć do góry brzuchem – sezon mam zaliczony :-)

niedziela, 27 kwietnia 2008

12 godzin biegania w Rudzie Śląskiej- skrót wyników

Gratulacje dla Darii i Adama, którzy sobotnio-niedzielny bieg 12 godzinny ukończyli na wysokich pozycjach.

1. Kuryło Piotr 140390 m
2. Vozar Attila (HUN) 139457
3. Sieja Marek 134569
4. Stefański Marian 133274
5. Połeć Jerzy 130537
6. Jagiełła Adam 130084 Ślimak Bytków

1. Kumor Renata 105561 m
2. Banasiak Alicja 104371
3. Naziemiec Daria 101978
Ślimak Bytków
4. Kuryło Ewa 100637
5. Delewska Dalia 86053

Więcej na temat biegu - maratonypolskie.pl

środa, 9 kwietnia 2008

Berlin zdobyty – relacja z BERLINER HALBMARATHON

Weekendowy wyjazd z moim dublinskim klubem Sportsworld zaczął się od wczesnej pobudki. Około 6:00 na lotnisku w Dublinie spośród 35 osobowej grupy, która zapisała się na bieg stawiło się 10 osób (reszta wybrała wylot popołudniowy).

Po wylądowaniu udaliśmy się kolejką S-bahn na tereny Expo półmaratonu po odbiór pakietów startowych. Na miejscu oprócz biura zawodów odbywały się targi na których można było zaopatrzyc się w nowy sprzęt, zasięgnąc porad lekarskich, oglądnąc występy artystyczno-gimnastyczne, zjeśc porcję makaronu i popic darmowym bezalkoholowym piwem izotonicznym.

Reszta dnia minęła na jedzeniu, dżemce, większej ilości jedzenia i ogólnym relaksie przed zbliżającym się biegiem.

W niedzielę rano cała nasza spora grupka wpakowała się do tramwaju jadącego w okolice startu. Mimo ciągłych żartów i świetnych humorów na twarzach można było dostrzec skupienie. Prawie każdy z nas traktował te zawody bardzo poważnie i liczył na zbliżenie się do własnej życiówki.

Po zrobieniu grupowego zdjęcia poszedłem oddac rzeczy do depozytu i udałem się na start.

Przejście przez tłum do strefy A wyznaczonej dla zawodników z wynikiem poniżej 1:30 zajęło mi więcej czasu niż przypuszczałem. Zostało mi około 5 minut na rozgrzewkę. Potem schowałem się w tłumie, usłyszałem wystrzał startera i falą wylaliśmy się na główne ulice Berlina.

Po jakichś 2 km biegu spotkałem Willa, który jednak wydawał się biec zbyt szybko dla mnie, więc pozwoliłem mu zginąc gdzieś wśród osób biegnących przede mną. Nie licząc na to, że jeszcze go spotkam przed metą zacząłem koncentrowac się na własnym tempie, oddechu i sygnałach wysyłanych przez mój organizm.

Moim celem było poprawienie własnej życiówki więc próbowałem biec około 4:01-4:04 min/km.

Na 5km mój międzyczas ok 20:30 kazał mi troszkę przyspieszyc. Nie pamiętam co dokładnie działo się między poszczególnymi kilometrami. Brama Brandemburska mignęła nade mną i skojarzyła mi się trochę z bramkami opłat za autostradę, potem długa prosta aż do 7km, potem zakręt w lewo, zespoły bębniarzy wygrywające wojenne rytmy, szpalery kibiców robiące hałas w różnych językach świata. Na 10km minąłem Lornę, sprawdziłem zegarek. 40:21 - wydaje się niemożliwe bo poszło zbyt prosto... czuję ciągle siłę więc nie zwalniam. Kolejny szok na 15km – 1:00:20 chyba moja życiówka na tym dystansie... myślę, że życiówkę na półmaratonie już mam w kieszeni, teraz trzeba ją tylko dowieźc do mety. Na 18km czuję się trochę gorzej, na szczęście na prostej zauważyłem czerwoną koszulke Willa, do którego dystans zaczął się zmniejszac. Nie forsując tempa zbliżyłem się do niego pozdrowiliśmy się i kontynuowałem „swoje”. Czułem, że Will będzie mi siedział „na kole”, a w odpowiednim momencie zaatakuje.

Straciłem rachubę kilometrów i może dlatego (na ok. 19km) gdy zobaczyłem większe skupisko kibiców wydawało mi się, że za chwilę będzie meta. Zacząłem swój finisz, ale po jakichś 500 metrach zrozumiałem swój błąd, zredukowałem tempo, wyrównałem oddech i wszedłem w kolejny zakręt. Na szczęście do mety nie było daleko i gdy upewniłem się, że tym razem to koniec po raz drugi zerwałem się do sprintu. Linię końcową przekroczyłem w 1:24:17. Will był dokładnie 30 sekund za mną, więc myślę, że mój pierwszy sprint pozwolił mi z nim wygrac. Na mecie spotkałem kilku biegaczy Sportsworldu, którzy przybiegli wcześniej. Wszyscy w świetnych humorach, większośc z nowymi, imponującymi życiówkami. Gratulacji nie było końca i gdyby nie nasze mokre ciuchy i zimny wiatr, pewnie od razu zaczęlibyśmy świętowanie sukcesów.

Najszybsza zawodniczka ze Sportswold, Lucy Darcy była 12-sta z czasem 1:21:08, a najszybszy zawodnik Phil Kilgannon z czasem 1:10:46 zajął 28 miejsce w klasyfikacji generalnej.

Czasy zwycięzców:

Kobiety - Peninah Arusei 68:22 minut

Meżczyźni - Patrick Makau Musyoki 60:00 minut



W zawodach udział wzięło 24.551 zawodników.


Więcej na temat zawodów TU