środa, 9 kwietnia 2008

Berlin zdobyty – relacja z BERLINER HALBMARATHON

Weekendowy wyjazd z moim dublinskim klubem Sportsworld zaczął się od wczesnej pobudki. Około 6:00 na lotnisku w Dublinie spośród 35 osobowej grupy, która zapisała się na bieg stawiło się 10 osób (reszta wybrała wylot popołudniowy).

Po wylądowaniu udaliśmy się kolejką S-bahn na tereny Expo półmaratonu po odbiór pakietów startowych. Na miejscu oprócz biura zawodów odbywały się targi na których można było zaopatrzyc się w nowy sprzęt, zasięgnąc porad lekarskich, oglądnąc występy artystyczno-gimnastyczne, zjeśc porcję makaronu i popic darmowym bezalkoholowym piwem izotonicznym.

Reszta dnia minęła na jedzeniu, dżemce, większej ilości jedzenia i ogólnym relaksie przed zbliżającym się biegiem.

W niedzielę rano cała nasza spora grupka wpakowała się do tramwaju jadącego w okolice startu. Mimo ciągłych żartów i świetnych humorów na twarzach można było dostrzec skupienie. Prawie każdy z nas traktował te zawody bardzo poważnie i liczył na zbliżenie się do własnej życiówki.

Po zrobieniu grupowego zdjęcia poszedłem oddac rzeczy do depozytu i udałem się na start.

Przejście przez tłum do strefy A wyznaczonej dla zawodników z wynikiem poniżej 1:30 zajęło mi więcej czasu niż przypuszczałem. Zostało mi około 5 minut na rozgrzewkę. Potem schowałem się w tłumie, usłyszałem wystrzał startera i falą wylaliśmy się na główne ulice Berlina.

Po jakichś 2 km biegu spotkałem Willa, który jednak wydawał się biec zbyt szybko dla mnie, więc pozwoliłem mu zginąc gdzieś wśród osób biegnących przede mną. Nie licząc na to, że jeszcze go spotkam przed metą zacząłem koncentrowac się na własnym tempie, oddechu i sygnałach wysyłanych przez mój organizm.

Moim celem było poprawienie własnej życiówki więc próbowałem biec około 4:01-4:04 min/km.

Na 5km mój międzyczas ok 20:30 kazał mi troszkę przyspieszyc. Nie pamiętam co dokładnie działo się między poszczególnymi kilometrami. Brama Brandemburska mignęła nade mną i skojarzyła mi się trochę z bramkami opłat za autostradę, potem długa prosta aż do 7km, potem zakręt w lewo, zespoły bębniarzy wygrywające wojenne rytmy, szpalery kibiców robiące hałas w różnych językach świata. Na 10km minąłem Lornę, sprawdziłem zegarek. 40:21 - wydaje się niemożliwe bo poszło zbyt prosto... czuję ciągle siłę więc nie zwalniam. Kolejny szok na 15km – 1:00:20 chyba moja życiówka na tym dystansie... myślę, że życiówkę na półmaratonie już mam w kieszeni, teraz trzeba ją tylko dowieźc do mety. Na 18km czuję się trochę gorzej, na szczęście na prostej zauważyłem czerwoną koszulke Willa, do którego dystans zaczął się zmniejszac. Nie forsując tempa zbliżyłem się do niego pozdrowiliśmy się i kontynuowałem „swoje”. Czułem, że Will będzie mi siedział „na kole”, a w odpowiednim momencie zaatakuje.

Straciłem rachubę kilometrów i może dlatego (na ok. 19km) gdy zobaczyłem większe skupisko kibiców wydawało mi się, że za chwilę będzie meta. Zacząłem swój finisz, ale po jakichś 500 metrach zrozumiałem swój błąd, zredukowałem tempo, wyrównałem oddech i wszedłem w kolejny zakręt. Na szczęście do mety nie było daleko i gdy upewniłem się, że tym razem to koniec po raz drugi zerwałem się do sprintu. Linię końcową przekroczyłem w 1:24:17. Will był dokładnie 30 sekund za mną, więc myślę, że mój pierwszy sprint pozwolił mi z nim wygrac. Na mecie spotkałem kilku biegaczy Sportsworldu, którzy przybiegli wcześniej. Wszyscy w świetnych humorach, większośc z nowymi, imponującymi życiówkami. Gratulacji nie było końca i gdyby nie nasze mokre ciuchy i zimny wiatr, pewnie od razu zaczęlibyśmy świętowanie sukcesów.

Najszybsza zawodniczka ze Sportswold, Lucy Darcy była 12-sta z czasem 1:21:08, a najszybszy zawodnik Phil Kilgannon z czasem 1:10:46 zajął 28 miejsce w klasyfikacji generalnej.

Czasy zwycięzców:

Kobiety - Peninah Arusei 68:22 minut

Meżczyźni - Patrick Makau Musyoki 60:00 minut



W zawodach udział wzięło 24.551 zawodników.


Więcej na temat zawodów TU