poniedziałek, 31 grudnia 2007

2 Noworoczny Cyborg 1.01.2008- zajawko-regulamin

UWAGA!

Zapisy na Cyborga
będą odbywać się od godziny 11.00 w restauracji Targowa - na terenie Targów Katowickich (dzięki temu nikt nie zmarznie). Jeśli ktoś przyjeżdża autobusem od strony Katowic - trzeba wysiąść przystanek wcześniej niż przy Wieży Telewizyjnej, wejść na teren Targów - iść chwilę prosto, a potem w lewo i w prawo. Restauracja jest duża, nie przeoczycie jej. Samochodem będzie można wjechać na teren Targów - pod restauracją jest duży parking. Knajpa będzie otwarta cały czas od 11.00 do końca biegu więc osoby towarzyszące biegaczom będą mogły sobie tam sączyć piwko czy jeść bigosik.
Przy Bażancie na wszelki wypadek i tak ktoś będzie stał i odsyłał na zapisy wszystkich, którzy nie przeczytają tych informacji.


1. Start: godz 12 w południe od strony Bytkowa (wieża telewizyjna)
2. Trasa - 7 pętli po trasie biegu świątecznego + malutka pętelka (maraton) , 100 % asfalt (ewentualnie śnieg i lód)
3. Opłata startowa - 0zł

4. Limit czasu - czekamy na ostatniego
5. Przewidziany jeden punkt żywnościowy koło "Bażanta" (możliwość ogrzania się) będzie herbata i nawet kawa (mamy przecież generator prądu), banany, ciasto i chleb ze smalcem - reszta co kto chce

6. Trasa jest oznaczona
7. Cel zawodów:
- przywitać godnie Nowy Rok
- sprawdzić jak się biega po całej nocy tańczenia

-przewietrzyć się
- spotkać się z miłymi ludźmi
-wyłonić Mistrzynię i Mistrza Parku WPKiW w maratonie
8. na mecie okolicznościowe dyplomy, 1 zawodniczka i 1 zawodnik otrzyma nagrodę rzeczową
9. klasyfikacja:

generalna kobiet, mężczyzn, jak ktoś przebiegnie (przejdzie) mniej - też będzie sklasyfikowany (liczyć się będzie przebyta droga)
10. Jeżeli sędzia się nie znajdzie (ale raczej się znajdzie), sędzią zawodów zostanie zawodniczka lub zawodnik , który osiągnie metę pierwszy

11. Wujek Dobra Rada: weź sobie ciepłe gacie na zmianę i latarkę (jak jesteś wolny)
12. Dojazd z dworca kolejowego w Katowicach:
- przechodzimy na ulicę Sokolską i dalej autobusem 0,50,30,110,296 , wysiadka przy wieży telewizyjnej, dalej: wchodzimy do parku ok 400m i tam są zapisy i start.
Wszystkich serdeczne zapraszamy!


Aby pogadac na temat zawodów lub dopisac sie do listy startujących wejdz TU

Lodowe ślimaki vol.3

Wypad na łyżwy?
A może na ryby?


A może uwolnij swój umysł...

... i zanurz się ...

... choć na moment.

wtorek, 25 grudnia 2007

Trasy Maratonów

Istnieją trzy typy tras maratońskich oraz liczne warianty w poszczególnych typach.

1. Trasy z pętlami
2. Agrafki
3. Trasy z punktu A do punktu B

1)
Może to być jedna duża pętla, czasem dwie pętle, wyjątkowo - dużo małych pętli ( pętla kilometrowa, maraton na bieżni, maraton na pokładzie statku i tp.)
Duża pętla odsyła nas symbolicznie do wędrówki Odyseusza. Bohater wyruszył, pływa sobie, ma różne przygody i w końcu wraca do domu, gdzie wg niego wszystko ma być tak jak było dawniej (ile lat podróżował?). Coś mu nie pasuje po powrocie? Razem z synem robią z tym porządek. Penelopy nikt nie pyta o zdanie. Jaką rolę odgrywa w tej historii naprawdę Mentor?
Grecja... Czas biegnie kołowo ( o tym dużo już napisano).
"Dużo małych pętli" - skojarzenia pozasportowe: reinkarnacja, idea wiecznego powrotu F. Nietschego, Dzień Świstaka. Tak długo upadam i odradzam się na tych pętlach, aż w końcu mogę pójść na piwo.
2)
Trasy w formie "agrafki" można spotkać na Słowacji - biegniemy półmaraton do określonego punktu, robimy zwrot i wracamy tą samą drogą na start (który teraz jest metą) Przykłady: Maraton Rajecki, maraton w Liptowskim Mikulaszu.
Tego typu trasa odsyła nas do buddyzmu i psychoanalizy. W buddyzmie, jeżeli człowiek chce osiągnąć postęp na drodze duchowej, musi rospocząć dekonstrukcję swojej iluzorycznej osobowości. Dochodzi w życiu do jakiegoś punktu i teraz musi wracać, powoli wycofać się ze swoich pragnień, przywiązań, błędnych myśli i niszczących namiętności . No i w pewnym sensie wraca do momentu narodzin, a nawet przekracza go. Osiąga nie-cierpienie i spokój. Buddowie przedstawiani są przecież w pozycji embrionalnej, a ich twarze , to twarze małych dzieci.
W psychoanalizie wyglada to tak:
Dochodzę do kryzysowego punktu w życiu i zaczynam mieć tak mocne objawy nerwicy, że już tak dalej nie mogę żyć. Powoli, racjonalnie zaczynam wracać do swojego dzieciństwa i analizuję wydarzenia, które mogły mieć wpływ na to, że teraz jestem jaki jestem. Ważne konflikty dzieciństwa wyparte są jednak do nieświadomości. Jeżeli je poznam i zrozumiem - będę zdrowy i wolny.
3)
Profesjonalnie przygotowany maraton po asfalcie z punktu A do punktu B - to jest ideał wielu biegaczy. Taka trasa odsyła nas do tradycyjnej religijności katolickiej ( nie zajmujmy się teraz wariantem Polak-Katolik). Wiem co mnie na trasie czeka, gdzie są punkty żywnościowe, wiem, że trasa jest "szybka" i mam prawie gwarantowany dobry wynik. Ufam organizatorom. Będę się trzymał reguł, przykazań, święcił - będzie dobrze. Nie ma dużego ryzyka. Kłopot z takim maratonem polega na tym, że czasami na punkcie żywnościowym zabraknie wody...
Są jeszcze maratony górskie ( także z punktu A do punktu B ). Trasa jest tu zwykle gorzej oznakowana, na biegacza czekają czasem nieprzyjemne niespodzianki, więcej się człowiek namacha, ale i widoki piękniejsze.
Taka trasa odsyła nas symbolicznie do drogi mistycznej. Ma to jakiś związek z Abrahamem. Abrahamowi jest w życiu w miarę dobrze. Po co rusza w nieznane, czego szuka? Dostał obietnicę, że może być dużo lepiej.
Abraham ryzykuje i wyrusza.
Leszek

pozdrowienia od mojej Żony i ode mnie

Ślimaki na zimno - raz

Większość z nas Święta Bożego Narodzenia spędza w cieple rodzinnego ogniska. Jest to czas poświęcony refleksji, zadumy. Często postanawiamy sobie co będziemy a czego nie będziemy robili.
My Ślimaki nie chcieliśmy za długo czekać z naszymi postanowieniami i życzeniami. Wczesnym rankiem pierwszego dnia Świąt Bożego Narodzenia A.D. Rano 25 grudnia naładowani pozytywną energią pojechaliśmy sprawdzić co tam słychać po drugiej stronie "lustra".
Po kilku dniach mrozu lód zrobił się jeszcze grubszy i aby go skruszyć trzeba było włożyć więcej siły i serca. Z tegoż to powodu siekiera poszła w ręce Leszka, który sprawnie i szybko uporał się ze sporej wielkości przeręblem.

















Po wykuciu otworu na efekty nie trzeba było długo czekać i pierwsze do wody weszły nasze plażowiczki (Ewa oraz Daria).
Ale czemu się tu dziwić przecież obie były rozpalone przez Leszka (bliżej wszystkim znany jako Bono).


















Po wejściu dziewczyn przerębel pozostał do naszej dyspozycji. Czyli trzeba było po sobie posprzątać zakryć dziurę aby nikt do niej nie wpadł. Ale przed tym, grzechem byłoby nie wejść do wspaniale orzeźwiającej wody.
Wyróżniamy dwa sposoby zanurzania się w zimnej wodzie na "buddę" oraz "jacuzzi"





















Nie od dziś wiadomo, że zimne kąpiele niosą ze sobą wiele pożytecznego dla człowieka ale czy oby jedynie jemu. Przy okazji pomagamy naszym przyjaciołom spod lustra wody (o tej porze tafli lodu). Dzięki takim małym otworom dopuszczamy powietrze jakże rybom potrzebne.
Po za tym zimne kąpiele działają jak narkotyk i wytwarzają mnóstwo endorfin i ciągle chce się więcej i więcej. Także następne zanurzenie tuż, tuż ;-)

niedziela, 23 grudnia 2007

Powitanie Zimy

Ranek zapowiadał się wyśmienicie, pierwsze promienie słoneczne dotarły już do moich oczu. Na termometrze wszystko w porządku -8stC. Mamy prawie prawdziwą zimę. Postanowiliśmy z Andrzejem pojechać ją godnie przywitać w specjalny dla nas sposób. Chociaż to co ze sobą mieliśmy (siekiera, młot) wcale nie wyglądało na przyjazne nastawienie. Po 20 minutach jazdy dotarliśmy na miejsce aby naszym oczom ukazał się nasz ulubiony zbiornik Pogoria III. Dzisiaj pusta, bez plażowiczów, wędkarzy czekała cierpliwie na nasze przybycie. Musieliśmy ją trochę skruszyć do czego świetnie przydała się siekiera. Po kilku minutach mieliśmy już gotowe wejście do wody. Woda miała jak zwykle 21stC ;-) Zabawa przy wchodzeniu do przerębla jest pyszna i mam nadzieję, że nie był to ostatni raz.

„Kto rano jest budzony pocałunkiem, ten wstaje dobrą nogą”

Bieg Bożonarodzeniowy to już Ślimakowa tradycja. Ja miałem przyjemność brać udział w tym przedsięwzięciu po raz pierwszy. Jeszcze roku temu tylko nieśmiało myślałem o bieganiu, a o istnieniu Ślimaków nie miałem pojęcia. 21 grudnia 2007 roku parę minut po 17.00 razem z córką Judytą zaczęliśmy przygotowywanie punktu. Nic skomplikowanego: stolik, krzesełko, lista startowa, numery, termosy z herbatą. Były też, przygotowane przez Darię, ciasteczka z cytatami do przemyślenia. Po kilku minutach zaczęli zjawiać się pierwsi zawodnicy. Było mroźno i ręce szybko mi skostniały, całe szczęście długopis nie odmawiał posłuszeństwa. Do godziny 18.00 na starcie zjawiło się pięćdziesięciu czterech biegaczy. Był wśród nich nawet Mikołaj, jednak nie przybył z odległej krainy, ale z Doliny Trzech Stawów. Szybko wytłumaczyłem przebieg trasy, Janusz ustawiła się na czele na swoim rowerku ( tym razem pełnił rolę pilota) i wystartowali z dźwiękiem dzwonka Mikołaja. Teraz czekało mnie kilkadziesiąt minut marznięcia i czekania na pierwszego zawodnika. Jednak po starcie na punkcie pojawił się spóźnialski… Forumowy „Śmigło” miał problemy transportowe, ale udało mu się. Wystartował z kilkuminutowym opóźnieniem. Potem pojawił się jeszcze Jan Udolf , który nie spiesząc się zdjął kurtkę i pogonił całą stawkę, mając jedenastominutowe opóźnienie. Jak się biega to można sobie podumać, podziwiać park w zimowej aurze, na punkcie nie ma tego komfortu… Pierwszy zawodnik Łukasz Hildebrand z Zespołu Szkół Łączności w Katowicach (licznie reprezentowanej w tym biegu), do mety dobiegł po 23 minutach i 56 sekundach. Od tej chwili na mecie panowało straszne zamieszanie. Co kilka minut z ciemności parku wyłaniała się grupa biegaczy, a moje słabe oczy nie potrafiły zsynchronizować pracy z zmarzniętymi dłońmi.. W „łapaniu” czasów pomagał mi Leszek, dzięki temu większość biegaczy ma odnotowany czas. Umknęło nam tylko kilku – pewno byli tak szybcy, że nasze oczy nie zauważyły momentu, gdy mijali metę. Pierwszą kobieta na mecie była Diana Gołek z WKB Meta Lubliniec, co do jej czasu … powiedzmy, że było do między 28: 35, a 28:45 i to musi wystarczyć….nie wszystko przecież musi być takie jednoznaczne, perfekcyjne. Nawet w najdoskonalszym dziele musi być mały feler, żeby podkreślić doskonałość. W każdym razie po czterdziestu kilku minutach na cie byli wszyscy zawodnicy. Część dopiero teraz losowała swoje ciasteczka z cytatami.. Ja, pomimo, że nie biegałem też wylosowałem: „Kto rano jest budzony pocałunkiem, ten wstaje dobrą nogą” – tak, szczęśliwi są Ci, którzy budzeni są pocałunkami kochanej osoby. Po zakończeniu biegu część uczestników udała się do „Bażanta”, gdzie już w cieple, przy dobrych napojach rozprawiała o tym, co było i będzie. Zakończyliśmy biegowy rok. Po kilku godzinach rozeszliśmy się do domu. Wiadomo, że skoro otworzyłem ten bieg, to i zamknąć musiałem ja, więc razem „Shplusem” ostatni opuściliśmy lokal… Shplus chyba martwił się, że będę długo szedł, bo nałożył mi na głowę swoja czapkę, żebym nie zmarzł… To był koniec tej imprezy.
Święta już tuż, tuż - niech Ci, którzy rano na swoich ustach czują pocałunek ukochanej czy ukochanego pamiętaj o tych, którzy będą w te dni sami. Pamiętajmy też o tych, którzy pomimo otaczających ich osób będą samotni, dla nich nie będzie to czas radości i szczęścia. Będą spoglądać w pustkę i czekać na niemożliwe…, ale przecież Święta to czas cudów..
Joel

sobota, 22 grudnia 2007

Wyniki biegu Bożonarodzeniowego - 21.12.2007r.

Miejsce Nr star. Imię i nazwisko wyniki

1. 917 Łukasz Hildebrand 23:56
2. 930 Rafał Gałuszka 23:58
3. 912 Ireneusz Waluga 24:59
4. 943 Adam Jagieła 25:11
5. 928 Kamil Klonowski 25:13
6. 929 Roland Kopiec 27:12
7. 956 Tomasz Kucharczyk 27:20
8. 949 Dariusz Bednarski 27:40
9. 922 Aleksy Szablicki 27:50
10. 925 Artur Kubica 28:30
11.944 Jan Staniczek 28:32
12. 960 Diana Gołek 28:37
13. 924 SabAmaru Livitaca 28:40
14. 926 Jan Komander 28:40
15. 920 Patryk Robak 29:30
16. 948 Krzysztof Gros 29:40
17. 936 Marcin Wojtowicz 29:51
18. 941 Bohdan Witkiwcki 30:03
19. 964 Śmigło 30:07
20. 913 Sandra Mikołajczyk 30:15
21. 946 Daniel Pająk 30:15
22. 911 Leszek Papała 30:27
23. 931 Katarzyna Pegal 30:41
24. 950 Justyna Adamiec 31:05
25. 947 Zbigniew Markowski 31:07
26. 938 Sławomir Krajewski 31:24
27. 919 Paweł Jedynak 31:41
28. 945 Szymon Litwa 31:50
29. 934 Andrzej Ślęzak 32:30
30. 927 Michalina Mendecka 33:00
31. 915 Monika Hildebrand 33:25
32. 916 Sabina Wojtyczka 33:26
33. 935 Tadeusz Multan 33:50
34. 951 Agnieszka Pilawska 34:30
35. 961 Adam Palka 34:49
36. 918 Jarosław Pawłowski 35:00
37. 965 Jan Udolf 35:04
38. 959 Franciszek Pendolski 36:27
39. 940 Marcin Skaczyński 38:30
40. 923 Łukasz Jedliński 38:44
41. 910 Judyta Ciesińska 39:48
42. 957 Karolina Wilczyńska 41:43
43. 958 Radosław Miler 41:43
44. 939 Gabriela Hudyka 43:28
45. 937 Krzysztof Hudyka 43:29
46. 963 Łukasz Aksamit 43:57
47. 952 Miras Witas 44:25
48. 953 Michał Witas 44:25
49. 954 Paweł Maślankiewicz 44:25

te osoby biegły, ale były szybsze niż oko sędziego :-) postaram się uzupełnić ich czasy..

50. 914 Monika Mikołajczyk
51. 921 Stanisław Bednarski
52. 932 Robert Bednarek
53. 933 Arkadiusz Kordas
54. 942 Piotr Dudała
55. 955 Patryk Cichy
56. 962 Tadeusz Biskup



Święta

Kolejny rutynowy dzień odkąd właściciel mieszkania kazał wszystkim wynieśc się pod koniec grudnia. Po pracy kafejka internetowa na Parnell Street, potem telefon i jazda autobusem linii 16A na południową stronę Liffey w poszukiwaniu pokoju do wynajęcia.

Trwało to drugi tydzień więc miał już w tej mierze pewną praktykę. Był już w wielu domach. Niektóre z nich wyglądały jak pałace, inne jak mysie nory. Widział nie remontowane od lat mieszkania, w których nie dało się oddychac z powodu stęchlizny i zapachu grzyba. Był w zawilgoconych suterenach, za wynajem których właściciele życzyli sobie horrendalne sumy. Oglądał też domki, gdzie było przytulnie, wręcz rodzinnie i ciepło od palącego się ognia w kominku. Nigdzie jednak nie spodobał się lokatorom na tyle, żeby tam zamieszkac.

Nasz bohater zastanawiał się każdorazowo nad powodami odmowy. Nie wiedział czy to kwestia dużej konkurencji wśród poszukiwaczy lokum, czy nie zmieścił się w jakichś tajemniczych kryteriach lokatorów.

Te wszystkie próby zrobienia dobrego wrażenia doprowadzały go do obłędu, ponieważ w każdym miejscu mieszkały osoby całkowicie od siebie różne. Przedział wiekowy zaczynał sie od szesnastoletnich studentów koledżu do ponad czterdziestoletnich „starych panien”. Byli to ludzie różnych charakterów, narodowości, różnych kolorów skóry, zawodów, orientacji seksualnych, zainteresowań. Prawdopodobnie jedyną wspólną kategorią do której można było ich wszystkich wrzucic, brzmiała „osoby szukające współlokatora”.

Jadąc autobusem, myślał co w tym czasie jego przyjaciele robią w rodzinnym kraju. O tym, że pewnie zima znów zaskoczyła drogowców, że dzieciaki jeżdżą na sankach z górki pod blokiem i lepią bałwana, a wieczorami w parku księżyc oświetla drogę i słychac jak pod butami skrzypi śnieg.

Nie zastanawiał się, gdzie i jak spędzi zbliżajace się święta. W tamtej chwili był na krawędzi bezdomności i miał ważniejsze priorytety.

Wysiadł z autobusu w okolicy Harold's Cross i ogarnął go wieczorny chłód. Poprawił na głowie czapkę, którą prawie zerwał mu podmuch wiatru i poszedł ciemną ulicą wzdłuż szpaleru ceglanych domków. Minął sklep i skręcił w Leincester Road. Następnie wsadził rękę do kieszeni i wyciągnął kartkę zanotowanym wcześniej numerem domu.

czwartek, 20 grudnia 2007

Szopka

Wczoraj kiedy wychodziłem z moją Znajomą na spacer, opowiedziałem jej o pewnej rodzinie, która mieszka w pobliżu.
Sprawiają nieco dziwne wrażenie. Mężczyzna - w wieku nieokreślonym , gdzieś pomiędzy 45 a 55 lat, wysoki, szpakowaty, z brodą (niezbyt wypielęgnowaną), recę zdradzają pochodzenie robotnicze. Cały jest jakby trochę usztywniony. Rysy twarzy jednak "szlachetne". Teraz jego wybranka: dziewczyna młoda, dużo młodsza od niego. Bardzo ładna! Jak ktoś na nią spojrzy , to ona wyraźnie się wstydzi - błyśnie okiem i zaraz patrzy gdzieś na buty. Zero makijażu, no może ciut (nie mam do tego oka). Ale to nie koniec - mają też (a jakże!) dzidziusia. Ona jest strasznie w to dziecko wpatrzona - tuli go , kołysze, ciągle do niego przemawia itp. Wcale nie spojrzy na faceta. On - taki trochę z dystansem do małego, boi sie go podnieść, boi się chyba bawić z nim. Jako psycholog myśle sobie: no tak, całkiem powariowali na punkcie dziecka, jeśli się to tak bedzie utrzymywać , to bedzie to kosztem związku żony i męża. Swoją drogą - mówię do mojej znajomej (a przechodzimy właśnie przez mostek w parku) - co ona w nim widzi? Ludzie się jednak czasem dziwnie dobierają.
Znajoma (cały czas idziemy "pod rekę") zatrzymała się i położyła mi delikatnie palec wskazujacy na ustach.
Aha , już wiem (jak ona ze mną wytrzymuje?)
to Maria , św. Józef i Dzieciątko

Wesołych Świąt

Leszek

niedziela, 16 grudnia 2007

Osiemnaście...

Czy bieganie to tylko sport? Rodzaj wysiłku fizycznego pozwalającego utrzymać nasze ciała w dobrej formie? Rozpoczynając rok temu biegową przygodę tak właśnie myślałem. Wychodziłem wtedy skoro świt, a właściwie przed nim i człapałem sobie po chorzowskim parku. Żeby lepiej się poczuć, rozruszać sflaczałe mięśnie. W trakcie treningów zacząłem jednak odkrywać też inne walory biegania. Czas spędzony na ścieżkach pozwalał na zastanowienie się nad wieloma sprawami dnia codziennego. Wiadomo, że bieganie nie przynosiło rozwiązań, ale dawało możliwość spojrzenia na wszystko z pewnym dystansem. Jednak pierwszorzędną sprawą jaką zawdzięczam bieganiu jest grono niepowtarzalnych ludzi których spotkałem. Ludzi niezwykłych, pełnych ciepła, przyjaznych. Wspaniałe okazało się również to, że można z nimi nie tylko biegać, ale też pogadać, wypić piwo, pomilczeć.... I właśnie dzięki temu znalazłem się na kolejnej edycji Perły Paprocan.
Pierwszy bieg z tej serii (myślę, że mogę już pisać o serii, bo widząc zapał organizatorów, na pewno cykl ten rozrośnie się w spore dziełko) był niezwykle udany, pomimo wiejącego wiatru, padającego deszczu i zimna...
Nie do końca byłem przekonany czy dobrym pomysłem jest przebiegnięcie całego dystansu maratonu. Forma i samopoczucie nienajlepsze (a właściwie złe), warunki pogodowe zachęcały raczej do udania się w jakieś cieplejsze miejsce, na szczęście tym razem chociaż nie padał deszcz... ale temperatura była znacznie niższa. Termometr niedzielnego ranka wskazywał trzy stopnie Celsjusza poniżej zera. Niebo zakryte chmurami sprawiało wrażenie groźnego i nieprzyjaznego, a świat był pogrążony w szarości. Co takiego dnia może zdarzyć się dobrego? Byłem przekonany, że nic.. ale siedzieć w domu też mi się nie chciało, więc zebrałem się, wsiadłem do samochodu i ruszyłem to Tychów.
Po dotarciu na miejsce ogarnęło mnie zdziwienie.. na miejscu roiło się od biegaczy, organizatorzy postarali się o ciepłe biuro, szatnię, łazienkę. Przy trasie czuwała karetka pogotowia z pełną obsadą… No nie wiem, czy ja trafiłem na III Perłę, bieg bez opłat, minimum organizacji? Być może z powodu mojego roztargnienia dojechałem w inne miejsce? Nie – jezioro wygląda znajomo, uśmiechające się (w większości) znajome twarze. Byłem w dobrym miejscu. Zapisy poszły sprawnie. Na bieg przybyła duża grupa biegaczy, pomimo mrozu wszyscy byli zadowoleni i cieszyli się z możliwości kolejnego sprawdzenia się. Przed biegiem Alek wygłosił mała mowę, wręczył Darii i Leszkowi symbol Filipidesa za pomysł i organizację Maratonu NIC.
Jak to przed świętami, był też opłatek i życzenia – mała ilośc czasu nie pozwoliła na „uściski” z każdym (mam nadzieję, że tylko to), trzeba było się spieszyć, bo towarzystwo już nieco zmarzło. Potem Karolina, Patrycja i Radek (który niestety był rozdarty między Perła, a pracą i nie mógł nam cały czas towarzyszyć) zaprowadzili nas na start. Krótka informacja o przebiegu trasy, pamiątkowe zdjęcie i odliczanie… Byłem już nieźle zmarznięty, ręce skostniały mi całkowicie i miałem duże wątpliwości co przebiegu mojego startu. Od samego początku założyłem, że nie będę forsował tempa. Ot taki sobie bieg dla zdrowia, no może trochę dłuższy, ale mający sprawiać przyjemność, jeżeli cokolwiek tego dnia mogło mi jej przysporzyć. Na pewno ogromną przyjemność odczuwała większość biegaczy. Zadowoleni, uśmiechnięci biegli po śliskiej nawierzchni.. Zewsząd docierały do mnie śmiechy i wesołe rozmowy. Nawet nie uczestnicząc w nich było przyjemnie słuchać tych wesołych ludzi. Dzisiejszego dnia nad Paprocańskim Jeziorem zebrało się mnóstwo pozytywnej energii. Mam nadzieję, że promieniującej na większy obszar. Chociaż.. czy wszyscy biegacze ją odczuli ? Tego nie wiem, przecież nie rozmawiałem z każdym, nawet nie udało mi się pogadać z przyjaciółmi… jak to bywa podczas takich imprez, część skończyła wcześniej, biegnąc krótszy dystans, a wszechogarniające zimno nie sprzyjało czekaniu na pozostałych. Trasa pokrywała się niemal całkowicie z poprzednią edycją, lekko zmieniono tylko mały fragment, żeby uniknąć agrafki przy końcu maratonu. Tym razem otaczał nas zimowy krajobraz. Drzewa pokryte białym puchem. Nawierzchnia też była biała. Tym razem nie grzęźliśmy w błocie i nie wpadaliśmy w ogromne kałuże wody, ale ślizgaliśmy się na nierównościach. Dopiero po przebiegnięciu większej części pierwszego kółka odczułem ciepło w dłoniach, mogłem już swobodnie ruszać palcami. Starałem się biec równym, niezbyt szybkim tempem, żeby zbyt wcześnie nie odczuc zmęczenia. W końcu ostatnimi czasy nie trenowałem zbyt intensywnie, a zmęczenie odczuwałem każdego ranka.. Pierwsze okrążenie minęło dość szybko, starałem się jednak kontrolować tempo. Wiedziałem, że nie jestem przygotowany na szybki bieg, więc musiałem dbać aby tempo było odpowiednie. W lasku otaczającym jezioro było sporo spacerowiczów spoglądających z lekkim niedowierzaniem na biegające istoty z zawieszonymi numerkami. Wszyscy jednak obdarzali nas uśmiechem i zachęcali do dalszego trudu. Niestety zauważyłem nad brzegiem jeziorka paru zwolenników mordowania… mam tylko nadzieję, że piekielnie zmarzli, a nic nie złowili…Drugie kółko pokonałem tym samym rytmem. Stawka uczestników rozciągnęła się na siedmiokilometrowej pętli. Nikt nie odczuwał zimna… no poza stojącymi na punkcie żywieniowym i mierzącymi czas… właściwie to ich podziwiam najbardziej. My biegaliśmy sobie w kółko zastanawiając się nad swoim marnym losem, albo żartując sobie, a oni w zimnie musieli mozolnie śledzić czasy, dbać o zapewnienie picia i jedzenia, a my dostrzegaliśmy ich właściwie dopiero po zakończeniu biegu… Chyba nienależycie ich doceniliśmy. Patrycja, Magda, Ulka, Piotr, Alek i dobra dusza Janusz…(może kogoś pominąłem, ale wiecie jacy są biegacze, truchtają sobie i nic ich nie obchodzi) wszyscy oni świetnie spisywali się w swoich rolach. Właściwie można by pisać tylko o ich pracy i wysiłku…ale mnie tam nie było. Trzecie kółko to ostatnie dla biegających płómaraton – po jego zakończeniu trasa lekko się wyludniła. Cały czas otaczało nas zimno i szarość, ale większości to nie przeszkadzało. Pozostali na trasie mknęli przed siebie, zmagając się z własną niemocą i zmęczeniem. Właściwie biegnąc jednym rytmem nie odczuwałem większego zmęczenia, nie bolała mnie żadna cześć ciała, nie miałem najmniejszej myśli, żeby zakończyć bieg wcześniej. Biegłem sobie spokojnie, zupełnie sam, zdany tylko na swoje słabe siły. To jednak nic nowego, przecież na co dzień, ciągle jesteśmy sami, pomimo wielu deklaracji przyjaźni i zrozumienia. Cały czas otrzymujemy komunikaty o zrozumieniu i akceptacji, ale w ostateczności okazuje się to nic niewartym gadaniem… Pokonywałem więc kolejne metry, próbując pogodzić się z otaczającym światem. Chyba te godzenie nie wyszło mi najlepiej… ale bieg całkiem dobrze. Na trasie nie miałem żadnego kryzysu. Biegłem w miarę równym tempem. Maraton ukończyłem w 03:32:22. To był mój osiemnasty maraton w tym roku. Osiągnąłem pełnoletniość…
Zdjęcia z imprezy są dostępne na TU , wyniki zostaną opublikowane na forum www.biegajznami.pl (TU) . Maraton ukończyło 14 osób, w imprezie wzięło udział kilkadziesiąt pokonując różne dystanse, nieoceniony wysiłek w organizację włożyło kilka.. wszystkim chwała.
Joel

piątek, 14 grudnia 2007

Porubski dwumaraton

Znamy już relację Adama z tej imprezy, więc będzie to tylko uzupełnienie. (Informacje pochodzą ze strony www.42195.sk, dział „spravy” 13.12.07,”czytajcie więcej beletrystyki”)
Miro pisze, iż miał wrażenie, że Adam chciał wygrać tą imprezę. Po dwóch pierwszych okrążeniach był pierwszy. „Ja go zostawiłem, jeżeli stać go na to – niech biegnie, dla mnie to zbyt szybki początek” – skomentował Daniel Oralek , zwycięzca dwumaratonu. Na mecie Adam zameldował się o 25 minut później niż Daniel. Podobnych ekscesów dopuszcza się Adam także na Żylińskim Hambugu – pisze Miro- jeżeli umiałby się pohamować na początku , mógłby pobiec oba maratony 2:50 – 2:55 i zająć w całej imprezie 2 miejsce. W drugim dniu , biorąc pod uwagę kryzys energetyczny z dnia poprzedniego, Adam poradził sobie bardzo dobrze , był jednym z czterech zawodników, którzy pobiegli drugi maraton szybciej niż pierwszy.
Słowaccy Zbieracze Maratonów przyznali Adamowi ponadto tytuł „Mistrz równego tempa” – różnica pomiędzy czasem z pierwszego i drugiego dnia to tylko nieco ponad minutę.
W kategorii kobiet, zwyciężyła Jirzinka Kocianova (3:26, 3:28, 1981). Można śmiało powiedzieć, że Jirzinka ma w Czechach taką pozycję , jaką ma kilka młodych , a nielicznych biegaczek na naszych zawodach.. Ze względu na wiek, urodę i czar – jest z pewnością obiektem westchnień wielu biegaczy. Z powodu średniej wieku naszych biegaczy- amatorów, adoratorzy naszych zawodniczek zwykle przeżywają właśnie „drugą młodość”.
A teraz oddajmy głos mojej Znajomej: Skąd zainteresowanie kobiet po trzydziestce młodszymi kilka lat chłopakami?! Zaczyna się od tego, że kręci się obok Niej wielu starszych panów – na początku fajnie – faceci po 40-stce są bardziej czuli ,doświadczeni, mają wyrobioną często jakąś „pozycję”, jak trzeba to trochę taki „tata”, no ale potem druga strona medalu: przywiązanie do wody kolońskiej z lat osiemdziesiątych, na kasecie: „dinozaury rocka”, golenie się za pomocą starego pędzla, włosy na plecach zamiast na głowie i częste próby odmładzania się za pomocą „nowoczesnych gadżetów” na płaszczyźnie technologicznej jak i ideologicznej.
No i kobieta myśli: zaraz, zaraz... potrzebuję więcej pasji, energii życiowej, żywiołu, świeżości - nie będę kręcić kogoś młodszego? No i zaczyna się następny etap: Ona 34-ka a on 27 lat.
No ale tego ciągnie znowu do mamy...

Wasz Korespondent L.N.

wtorek, 11 grudnia 2007

Żyliński Hamburg nr 78 ( 9.12.07) volume 2

Moja wycieczka się jeszcze nie skończyła. Mam wolne popołudnie i nagle zdaję sobie sprawę , że przebywam w kraju , który w 2002 roku został mistrzem świata w hokeju , a w następnych latach zajmował miejsca w ścisłej czołówce. Miejscowa drużyna: „Wilki” podejmuje drużynę z Nitry. Nie jestem fanem hokeja , ale kunszt potrafię docenić, interesuje mnie też otoczka imprezy, a lodowisko znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie dworca kolejowego ( a wiec blisko).
Lodowisko w Żylinie to spory kompleks, w którym ważną rolę odgrywa duży pub, ponadto bezpośrednio przy wejściach do sektorów znajdują się bufety, które serwują piwo Corgoń , trzy rodzaje wódek i kiełbasę. Ludzie raczej nie siedzą sztywno na swoich krzesełkach oglądając mecz , lecz poruszają się po osi widownia-bufet-widownia-pub. Bilety dostępne są w trzech cenach 30,60 i 90 koron. W całym obiekcie widać sporo dziewczyn, ludzi w różnym wieku , kibice obu drużyn są przemieszani, nieagresywni – całość sprawia wrażenie imprezy typowo towarzyskiej.
A mecz? Hokeiści i sędziowie wjeżdżają na lód następuje krótka rozgrzewka: co to za choreografia ? Chyba walc. Pięknie rozgrzewają się sędziowie – widać, że są świadomi publiczności i chcą się jej zaprezentować.
Rozpoczyna się mecz i teraz nie mam wątpliwości – wszystkie skojarzenia wiążą się ze światem hiszpańskim: bramkarz tańczy flamenco, rozjuszony ale też pełen gracji napastnik pędzący z krążkiem – corrida, atak pozycyjny to pełne zwrotów i napięcia tango.
Ogladając hokej często zwracamy uwage na bójki, brutalne faule i przepychanki. Zdałem sobie sprawę, ogladajac ten mecz, że na całą rzecz można spojrzeć inaczej: zawodnicy pomimo, iż są silni, szybcy, szalenie zmotywowani, bardzo dbają o to żeby do kolizji, uderzenia, brutalnego zagrania nie doszło, czasami wymaga to sporej finezji, a efekt? ... to brawa ze strony widzów. Rozumiem też dlaczego kije hokejowe są z drewna , a nie z „supernowoczesnego materiału” – chodzi o to, żeby przy przypadkowym uderzeniu kijem zawodnika rozpadł się kij , a nie zawodnik ( tego wieczoru połamane zostały trzy kije).
p.s : Drużynie z Żyliny raczej się nie wiedzie w tegorocznych rozgrywkach ( w odróżnieniu od piłkarzy , którzy są na pierwszym miejscu w lidze), wiecej:
http://www.hokejzilina.sk/
Auror: Leszek Naziemiec

poniedziałek, 10 grudnia 2007

Żyliński Hamburg nr 78 ( 9.12.07)

Będąc na wycieczce na Słowacji , nie mogłem nie wystartować w maratonie , który organizowali akurat dobrzy znajomi. Trasa znana , zawodników mało, czułem, że moi towarzysze myślą, żeby jakoś „przeżyć” ten maraton a potem iść się rozluźnić do knajpy. Walka sportowa jednak była: Szanio , mimo , iż biegł dzień wcześniej maraton postanowił, że nie da się łatwo młodziakowi , czyli mnie. Walczyliśmy sportowo do samego końca. Mogę powiedzieć, że takie zachowanie 60-letniego kolegi to dla mnie zaszczyt, ponieważ były czasy, w których w biegach , a szczególnie w cyklistyce mało kto mógł się z nim równać.
No ale jesteśmy już na piwie. Siedzimy w czwórkę: Szanio, Miro, Vlado (biegł 10km) i ja.
Szanio zaczął mówić o ludziach, którzy notorycznie skracają trasę: że go to denerwuje, że tego nie rozumie , a także , że dobra trasa maratonu to taka , gdzie jest mało możliwości skracania.
Ja na to: co mnie obchodzi, że ktoś skraca , czy inaczej oszukuje? Mnie to nie boli, ja pilnuję siebie, a on oszukuje siebie. Wyników nie robimy, jest to tylko zabawa.
Ale Miro na to: Mnie też to nie boli , tylko że chodzi o co innego. Zawsze powinno się zgłosić sędziemu, że ktoś oszukał.
Ja: dlaczego?
Miro: ponieważ taka osoba daje zły przykład. Następny zawodnik to zobaczy i zrobi to samo, taka jest praktyka.
No tak , myślę głośno popijając staropramena w knajpie, a jak przyjdzie nowicjusz pełen szczytnych idei i od razu zobaczy szwindel ? To będzie „zgorszenie” i może przestanie chcieć startować lub zacznie już zawsze grać nie fair.
Bolesne jest, że jesteśmy znajomymi , kumplami , sportowymi przeciwnikami , a oszukujemy się. A jak będzie z nami poza areną sportową?
Spotkanie przy piwie było tego dnia dłuższe niż zazwyczaj.
c.d.n niebawem
Wasz korespondent z Żyliny Leszek Naziemiec

poniedziałek, 3 grudnia 2007

V Bieg Świąteczny -21.12.2007 zapowiedź

zaprasza na


V Bieg Świąteczny


na dystansie 7 kilometrów


Start piątek 21.12.2007 o 18:00 przy wejściu do parku WPKiW od strony wieży telewizyjnej. Zapisy (bez opłat startowych) przed startem. Nie zapewniamy ani nagród, ani opieki lekarskiej (każdy biegnie na własną odpowiedzialność, własnym tempem), ani szatni, ani możliwości umycia się po biegu, jedynie dobrą zabawę, odrobinę ruchu na wolnym powietrzu. Na mecie będzie ciepła herbata - to na pewno, a wszystko inne... to się jeszcze okaże.