poniedziałek, 10 grudnia 2007

Żyliński Hamburg nr 78 ( 9.12.07)

Będąc na wycieczce na Słowacji , nie mogłem nie wystartować w maratonie , który organizowali akurat dobrzy znajomi. Trasa znana , zawodników mało, czułem, że moi towarzysze myślą, żeby jakoś „przeżyć” ten maraton a potem iść się rozluźnić do knajpy. Walka sportowa jednak była: Szanio , mimo , iż biegł dzień wcześniej maraton postanowił, że nie da się łatwo młodziakowi , czyli mnie. Walczyliśmy sportowo do samego końca. Mogę powiedzieć, że takie zachowanie 60-letniego kolegi to dla mnie zaszczyt, ponieważ były czasy, w których w biegach , a szczególnie w cyklistyce mało kto mógł się z nim równać.
No ale jesteśmy już na piwie. Siedzimy w czwórkę: Szanio, Miro, Vlado (biegł 10km) i ja.
Szanio zaczął mówić o ludziach, którzy notorycznie skracają trasę: że go to denerwuje, że tego nie rozumie , a także , że dobra trasa maratonu to taka , gdzie jest mało możliwości skracania.
Ja na to: co mnie obchodzi, że ktoś skraca , czy inaczej oszukuje? Mnie to nie boli, ja pilnuję siebie, a on oszukuje siebie. Wyników nie robimy, jest to tylko zabawa.
Ale Miro na to: Mnie też to nie boli , tylko że chodzi o co innego. Zawsze powinno się zgłosić sędziemu, że ktoś oszukał.
Ja: dlaczego?
Miro: ponieważ taka osoba daje zły przykład. Następny zawodnik to zobaczy i zrobi to samo, taka jest praktyka.
No tak , myślę głośno popijając staropramena w knajpie, a jak przyjdzie nowicjusz pełen szczytnych idei i od razu zobaczy szwindel ? To będzie „zgorszenie” i może przestanie chcieć startować lub zacznie już zawsze grać nie fair.
Bolesne jest, że jesteśmy znajomymi , kumplami , sportowymi przeciwnikami , a oszukujemy się. A jak będzie z nami poza areną sportową?
Spotkanie przy piwie było tego dnia dłuższe niż zazwyczaj.
c.d.n niebawem
Wasz korespondent z Żyliny Leszek Naziemiec