niedziela, 23 grudnia 2007

„Kto rano jest budzony pocałunkiem, ten wstaje dobrą nogą”

Bieg Bożonarodzeniowy to już Ślimakowa tradycja. Ja miałem przyjemność brać udział w tym przedsięwzięciu po raz pierwszy. Jeszcze roku temu tylko nieśmiało myślałem o bieganiu, a o istnieniu Ślimaków nie miałem pojęcia. 21 grudnia 2007 roku parę minut po 17.00 razem z córką Judytą zaczęliśmy przygotowywanie punktu. Nic skomplikowanego: stolik, krzesełko, lista startowa, numery, termosy z herbatą. Były też, przygotowane przez Darię, ciasteczka z cytatami do przemyślenia. Po kilku minutach zaczęli zjawiać się pierwsi zawodnicy. Było mroźno i ręce szybko mi skostniały, całe szczęście długopis nie odmawiał posłuszeństwa. Do godziny 18.00 na starcie zjawiło się pięćdziesięciu czterech biegaczy. Był wśród nich nawet Mikołaj, jednak nie przybył z odległej krainy, ale z Doliny Trzech Stawów. Szybko wytłumaczyłem przebieg trasy, Janusz ustawiła się na czele na swoim rowerku ( tym razem pełnił rolę pilota) i wystartowali z dźwiękiem dzwonka Mikołaja. Teraz czekało mnie kilkadziesiąt minut marznięcia i czekania na pierwszego zawodnika. Jednak po starcie na punkcie pojawił się spóźnialski… Forumowy „Śmigło” miał problemy transportowe, ale udało mu się. Wystartował z kilkuminutowym opóźnieniem. Potem pojawił się jeszcze Jan Udolf , który nie spiesząc się zdjął kurtkę i pogonił całą stawkę, mając jedenastominutowe opóźnienie. Jak się biega to można sobie podumać, podziwiać park w zimowej aurze, na punkcie nie ma tego komfortu… Pierwszy zawodnik Łukasz Hildebrand z Zespołu Szkół Łączności w Katowicach (licznie reprezentowanej w tym biegu), do mety dobiegł po 23 minutach i 56 sekundach. Od tej chwili na mecie panowało straszne zamieszanie. Co kilka minut z ciemności parku wyłaniała się grupa biegaczy, a moje słabe oczy nie potrafiły zsynchronizować pracy z zmarzniętymi dłońmi.. W „łapaniu” czasów pomagał mi Leszek, dzięki temu większość biegaczy ma odnotowany czas. Umknęło nam tylko kilku – pewno byli tak szybcy, że nasze oczy nie zauważyły momentu, gdy mijali metę. Pierwszą kobieta na mecie była Diana Gołek z WKB Meta Lubliniec, co do jej czasu … powiedzmy, że było do między 28: 35, a 28:45 i to musi wystarczyć….nie wszystko przecież musi być takie jednoznaczne, perfekcyjne. Nawet w najdoskonalszym dziele musi być mały feler, żeby podkreślić doskonałość. W każdym razie po czterdziestu kilku minutach na cie byli wszyscy zawodnicy. Część dopiero teraz losowała swoje ciasteczka z cytatami.. Ja, pomimo, że nie biegałem też wylosowałem: „Kto rano jest budzony pocałunkiem, ten wstaje dobrą nogą” – tak, szczęśliwi są Ci, którzy budzeni są pocałunkami kochanej osoby. Po zakończeniu biegu część uczestników udała się do „Bażanta”, gdzie już w cieple, przy dobrych napojach rozprawiała o tym, co było i będzie. Zakończyliśmy biegowy rok. Po kilku godzinach rozeszliśmy się do domu. Wiadomo, że skoro otworzyłem ten bieg, to i zamknąć musiałem ja, więc razem „Shplusem” ostatni opuściliśmy lokal… Shplus chyba martwił się, że będę długo szedł, bo nałożył mi na głowę swoja czapkę, żebym nie zmarzł… To był koniec tej imprezy.
Święta już tuż, tuż - niech Ci, którzy rano na swoich ustach czują pocałunek ukochanej czy ukochanego pamiętaj o tych, którzy będą w te dni sami. Pamiętajmy też o tych, którzy pomimo otaczających ich osób będą samotni, dla nich nie będzie to czas radości i szczęścia. Będą spoglądać w pustkę i czekać na niemożliwe…, ale przecież Święta to czas cudów..
Joel