środa, 15 października 2008

...takie kilka słów o Koszycach - relacja Darii z maratonu Koszyce

Koszyce to najstarszy maraton w Europie. W tym roku odbył się 85 raz. Zawsze chciałam go wystartować. Już na początku tego roku postanowiłam, że tam pojadę, miałam tam zrobić życiówkę. Wiedziałam, że trasa jest płaska, termin doskonały (sporo czasu na przygotowanie). Mimo, że nie wykorzystałam tego czasu i wcale się nie przygotowałam, jednak pojechałam na ten maraton. Zawsze chciałam go mieć w moim maratońskim życiorysie. Cały czas myślałam o tym na trasie i tylko to pozwoliło mi go ukończyć. Męczyłam się z dystansem od początku do końca (co najmniej jakby to był mój pierwszy, a nie 43 maraton) i ukończyłam go z najgorszym jak dotąd moim czasem. Zatem zrobiłam życiówkę, tyle, że odwrotną ;-).

Trasa mi się całkiem podobała. Jednak miałam pewne zastrzeżenia do organizacji – wszystko powoli, ludzie w biurze ciut niedoinformowani, czasem z wypełnianiem jakichś papierków (szczególnie w akademiku, w którym spaliśmy) powiało dawnymi czasami. Jedzenia na trasie było mało – dopiero na połóweczce się pojawiło (wcześniej tylko picie), a ja jednak żeby się przemieszczać, muszę się objadać.

Pogoda była strasznie wietrzna – przez prawie cały dystans wiatr wiał w oczy. Byłam potem wykończona. Za to po maratonie piwo lało się strumieniami, można było pić do woli. Nie mam w tym względzie zbyt wielkich możliwości i nie mogłam tego wykorzystać.

Koszyce są piękne.

Ja jednak lubię małe, kameralne imprezy, te na których jestem znana rozpoznawalna i mogę się poczuć jak gwiazda.
Tak jak było tydzień później u Otta na maratonie w Ostrawie. Tego maratonu co prawda nie przebiegłam (przejechałam się tylko zrobić sobie jakiś dłuższy trening), ale za to świetnie się bawiłam, spotkałam znajomych i przebywałam w miłej atmosferze. Pogoda w Ostrawie była dużo lepsza niż w Koszycach (właściwie była piękna). Trasa ładna – 7 kółek po parku – takie trasy lubię najbardziej (prawie jak nasz NIC). No, zrobiłam 3 i zeszłam z trasy, a i tak do dziś mam zakwasy, ale to może bardziej dlatego, że ostatnio chodzę do Parku Linowego z moimi uczniami i też się przeszłam po trasie ;-)