wtorek, 30 października 2007

28 Edycja Maratonu w Dublinie zakończona -relacja Kuby

O 6:30 obudził mnie budzik i chłód. Na dworze ciemno jak w środku nocy, wieje wiatr. Przestawiłem budzenie o 30 minut i przewróciłem się na drugi bok...

Drugi alarm, sprawdzam która godzina i stwierdzam, że tym razem trzeba wziąc się za siebie i opuścic ciepłe łóżko, zjeśc sniadanie i dojechac na linię startu. Dojechac- tylko jak? Kierowcy autobusów jeszcze pewnie przewracają się na drugi bok- w końcu jest święto...

Wyszedłem. Gdy byłem w drodze na przystanek (z którego i tak nic nie pojedzie) nagle podjechał do mnie samochód. W środku biegacz. Potrzebuję dojechac na start? Tak. W lepszym humorze wskakuję w samochód. W rozmowie z kierowcą dowiaduję się, że jako jeden z kilkunastu osób ukończył wszystkie 27 edycji maratonu dublińskiego. Opowiada też jak z latami zmieniała się trasa biegu i przyrastała liczba uczestników (podobno pierwsza edycja zgromadziła około 2000 osób).

Po tym jak wysiadłem z samochodu poczułem chłód, choc byłem jeszcze dośc ciepło ubrany, a do startu o 9:10 zostało jakieś półtorej godziny. Mimo wszystko przebrałem się w krótkie leginsy, koszulke z długim rękawem + singlet klubu Sportsworld Terenure z którym biegam w Irlandii, zostawiłem rzeczy w depozycie i dygocząc z zimna przy każdym podmuchu wiatru udałem się w stronę strefy startu.

Na początek w boksie było nas parę setek więc udało mi się ustawic blisko linii startu. Potem nastąpiło długie oczekiwanie na kolejnych 10.000 biegaczy, w czasie którego zmarzły mi nogi i palce u stóp. Chciałem jak najwcześniej zacząc biec, żeby się rozgrzac. W końcu około 9:00 wystartowała Elita Kobiet, chwilę później wózkarze. Przyszła 9:10- sygnał startera i armia biegaczy zaczęła przetaczac się szerokimi ulicami Dublina.

Do pokonania 26,2 mili (42,195 km). Pierwsze 3 mile (1 mila = około 1.6 km) prowadziły przez ścisłe centrum miasta. Na ulice wyległy tłumy, żeby oglądac nasze zmagania i zagrzewac do walki.

Zacząłem zgodnie z planem 7:20 minut na milę (czyli około 4:33 minut na kilometr). Wybrałem liczenie mil, bo na poprzedniej edycji tablice z ich oznaczeniem były bardziej widoczne i częstsze niż oznaczenia kilometrów (co 1 mile i co 5km). Oprócz tego szybko mijał mi czas na przeliczeniach z kilometrów na mile, przez co się nie znudziłem. Po jakichś 4 milach wbiegliśmy do Phoenix Parku i poczułem, że zaczynam się rozgrzewac. Bieg po znanych mi parkowych drogach minął bardzo szybko i około oznaczenia 8 mili opuściliśmy park. Znowu biegliśmy ulicami miasta, a co parę metrów stały grupki kibiców w tym też osoby z mojego dublińskiego klubu. Na każdej kolejnej mili słyszałem „Go Sportsworld!” albo „Good job Jakub!”, co dodawało mi sił. Na 14 mili (ok.22,5 km) zauważył mnie Tony, który następnie towarzyszył mi na rowerze do mili 15-tej. W końcu słońce zaczęło grzac tak bardzo, że ściągnałem koszulkę z długim rękawem i rzuciłem ją Toniemu na przechowanie, a zostałem w singlecie. Potem Tony zawrócił, żeby wspomagac innych biegaczy z klubu.

Od 15 do 17 mili przebiegałem przez Terenure – dzielnicę w której mieszkam i trenuję. Tutaj kibiców Sportsworldu było chyba najwięcej. Tu też umówiłem się z Marcinem i Dominiką, że podadzą mi banana i izotonik. Dobrze było ich zobaczyc w umówionym miejscu. Choc nie byłem głodny wciągnąłem profilaktycznie banana, wypiłem 2 łyki napoju i rwałem dalej do przodu. Po kilku zbiegach na 19 mili zaczął się długi, niezbyt stromy podbieg na którym starałem się utrzymywac stałe tempo. Nie patrzyłem na zegarek, więc gdy sprawdziłem czas przy 21 mili nie byłem pewny czy pomyliłem się w obliczeniach, czy naprawdę tak wolno biegłem.

Na szczęście następny odcinek prowadził z górki. Poczułem, że zbliża się ściana i zacząłem przygotowywac się psychicznie do uderzenia. Miałem walczyc ze swoją słabością, ze swoją życiówka, z życiówkami Mariusza i Artura... no i na 22 mili (35 kilometr) rąbnąłem w ścianę, tak że musiałem zwolnic, nogi bolały, z trudnością oddychałem. Ale na szczęście walnąłem w nią z takim impetem, że jakieś 1,5 mili (ok. 3km) dalej po ścianie zostały tylko gruzy. Na mili 23 po raz kolejny mój support team - Dominika & Marcin zaaplikował mi izotonik, co mnie orzeźwiło. Marcin udokumentował też moje przebijanie się przez ścianę (poniższe foto). Na 2 mile przed metą zacząłem znowu przyspieszac. Stwierdziłem, że teraz albo nigdy. Wiedziałem, że jak wytrzymam to swoją zyciówkę będę miał w kieszeni, ale żeby pobic życiówkę Artura będę musiał jeszcze mocno powalczyc. Już nie obchodził mnie zegarek to była walka z bólem i psychiką. Na szczęście znowu byłem w centrum miasta. Znów tłumy, dla których jest się widowiskiem, znów krzyki zagrzewające do walki, znów znajome ulice. Jeszcze tylko 2 zakręty. Mijam wejście do Trinity College, Grafton Street, ludzie za barierkami biją brawo. Ostatnia prosta! Nie – jeszcze jeden zakręt do mety. Cholera, teraz to już biegnę ile da fabryka, najwyżej mnie zgarną na mecie do karetki... Zakręt i jakieś 100 metrów dalej Meta.

Staję. Na zegarze chyba widziałem 3:10:35, spoglądam na swój zegarek – 3:10:14. Wiem, że pobiłem siebie i Mariusza, z Arturem nie mam pewności. Gdy zaczynam iśc nogi się pode mną uginają. Na tą życiówkę czekałem od 2004 roku. Dziwnie się czuję. Endorfiny atakują znienacka. Zaczynam śmiac się sam do siebie. Nie potrafię nad sobą zapanowac. Dziewczyna z obsługi patrzy na mnie z pobłażaniem, ale też uśmiecha się gratulując i wręczając mi medal. Chichram się i zataczam na zmęczonych nogach. Muszę wziąc swoje rzeczy ubrac się ciepło i gdzieś usiąśc na chwilę. Atak śmiechu mija mi po parunastu minutach, ale pobudzony jestem aż do końca dnia.

Po tym jak chwilę posiedziałem spotkałem Michaela z klubu. Wyglądał na wycieńczonego. Też zrobił życiówkę 3:22, ale chyba nie podziałało to na niego tak jak na mnie. Chwilę później zebraliśmy się z placu boju, a już w okolicach domu ponad 4 godziny od startu widziałem jak niektórzy chodziarze mijają swoją 16 milę... No i tak zakończylem mój ostatni maraton w tym roku.

Jak w poprzednim roku zawody wygrał rosyjski duet Aleksey Sokolov (z rekordem trasy 2:09:07) i Alina Ivanova (2:29:20). Pierwszy wśród Polaków okazał się Bogdan Dziuba (9 miejsce z czasem 2:22:05). Na starcie stanęło około 11.000 osób.

Więcej na temat maratonu TU.