niedziela, 17 sierpnia 2008

Beginner's luck czyli fuks żółtodzioba (o Gdańsku i Mili)

"Beginner's luck"


To o czym tu napiszę zdarza się na tyle rzadko, że nie powinno zachęcic nikogo do uprawiania hazardu, a na mnie podziałało w ten sposób, że znów zacząłem zadawac sobie pytania czy istnienieje przeznaczenie, na ile kieruje nami ślepy los i czy jednak większa częśc doświadczeń życiowych jest wynikiem świadomego lub nieświadomego wyboru. A że po tym co miało miejsce pewnien Irlandczyk powiedział mi, że pewnie będę tą historię opowiadał kiedyś moim wnukom, to zanim się dorobię wnuków podzielę się nią z Wami:)


Zacznę więc od tego, że w ten piątek wybrałem się ze znajomymi z pracy na wyścigi chartów, ponieważ jedna z koleżanek, która wkrótce wraca do Hiszpanii chciała przed wyjazdem zobaczyc taką imprezę.

Biorąc pod uwagę fakt, że podobnie jak ona nigdy takich wyścigów na żywo nie widziałem, postanowiłem umówic się z resztą grupy na torze Harolds Cross, który de facto codziennie mijam jadąc na rowerze do i z pracy.

Po wejściu przy zakupie biletu dostałem książeczkę z rozpisanymi biegami tego wieczoru. Mówiąc szczerze na pierwszy rzut oka była to dla mnie czarna magia.

Grupę znajomych odszukałem przed 4-tym wyścigiem i zapytałem co ja mam z tą książeczką zrobic, bo czułem się trochę zagubiony w tych nazwach i cyferkach. Koleżanka pokazała mi gdzie są kasy w których obstawia się gonitwy i powiedziała, że ona stawia Reverse Forcast tzn. wybiera dwa psy które skończą na miejscach 1 i 2 w jakiejkolwiek kolejności (wszystkie rodzaje obstawień były oczywiście na pierwszej stronie książeczki).

Poszedłem więc do kasy postawiłem 3euro Reverse Forcast na psy o imionach Danzig nr.3 (wiadomo - Polski Gdańsk) i Delmonte Mile nr.2 (skojarzył mi się z tym, że nastepnego dnia miałem biec zawody na 10mil). Zdziwiłem się, że jak stawiam 3 euro to muszę zapłacic 6, ale żeby nie wyjśc na żółtodzioba i sknerę zapłaciłem i poszedłem na trybunę żeby zobaczyc jak tracę moje 6euro.

Po sygnale zakończyło się obstawianie. Chwilę później puszczony został „sztuczny zając”, a po otwarciu boksów psy rzuciły się do gonitwy. Były tak szybkie i zwinne, że dobrze było oglądac je w pełnym sprincie. Od początku jeden z moich psów Danzig wyszedł na prowadzenie, potem zaczął go gonic Delmonte Mile i w takiej kolejności dobiegły na metę. Dystans 480 metrów (525 yardów) zwycięzcy zajął 29,40 sekund. Byłem w wielkim szoku gdy „moje” psy dobiegły jako 2 pierwsze, a jak dowiedziałem się że za 1 euro na Delmonte Mile dostane 50 i mnie i wszystkim znajomym opadły szczęki:) Miałem 150 euro po obstawieniu w sposób jak najbardziej przypadkowy, pierwszy raz na wyścigach, pierwszy raz obstawiając, nie wiedząc nawet gdzie i w jaki sposób się to robi! Po prostu szczeście, czy jednak wybór?:)

Po tej wygranej wygrałem jeszcze jedynie w biegu 10-tym który zwrócił mi koszt poprzednich 5 przegranych i w dobrym humorze po miło spędzonym wieczorze, wykończony kibicowaniem z bilansem 150 euro na plusie poszedłem do domu. Pewnie jeszcze kiedyś tam wrócę z grupą, bo jednak najlepsza zabawa jest wtedy, gdy zawsze ktoś ze znajomych wygrywa.

Następnego dnia sam miałem biegac zawody na 10 mil (16,09km), ale to zupełnie inna historia...


Link dla hazardzistów: TU :)