środa, 29 sierpnia 2007

Pływanie na Pogorii 2.09.2007 - zaproszenie

Ślimak Bytków pragnie zaprosić wszystkie pływaczki i pływaków na
wspólne pływanie, które odbędzie się 2.09.2007 w Dąbrowie
Górniczej na jeziorze "Pogoria 3" (plaża miejska).
Zaczynamy o 8:00 rano.
Dystans 10km.
Start przy molu, trasa wzdłuż plaży do "szuwarów".
Pływamy pętlę o długości 300 metrów.
Nie przewidujemy nagród, pierwsza osoba otrzymuje tytuł "Królowej
(Króla) Pogorii 2007". Własne odżywki zostawiamy na molu.
Pianki, płetwy i "łopatki" zakazane. Trasa została zmierzona taśmą
mierniczą, przewidywana temperatura wody 21 stopni.
Pływanie zostanie przerwane w przypadku burzy.
Po dodatkowe info piszcie: nogamuchy@gazeta.pl

wtorek, 28 sierpnia 2007

Rychnov górka za górkov. S Kroměříží najgórkovitejší maratón v Čechách ( na ceste ) – czyli "RYCHNOV CLASSIC MARATHON 2007"- relacja Joela

Właściwie to 26 sierpnia mieliśmy odpoczywać, przebiec w lesie kilka- (no może -naście) kilometrów, otworzyć biuro...... posiedzieć i podumać. Jednak nie dane nam to było, bo Daria miała ochotę przebiec maraton . No co było zrobić ? Przecież nikt nie będzie się kłócił o jeden maraton, jeszcze Darii zrobiłoby się przykro.... Leszek zasiadł do komputera i wyszukał jedyny organizowany w tym terminie maratonik w czeskim Rychnovie n/Kněžnou. Zasięgnął jeszcze opinii o tym maratonie u Miro Krisko ( naszym słowackim znajomym, mającym ogromną wiedzę o wszystkich rozgrywanych biegach, zawodnikach i wszystkim co się wiąże z ganianiem), który napisał między innymi : „Rychnov górka za górkov. S Kroměříží najgórkovitejší maratón v Čechách ( na ceste )”. No to byliśmy w domu. Odległość niedaleka, miejsce urokliwe więc specjalnie nie zastanawiając się w sobotę poprzedzająca bieg ruszyliśmy do naszych południowych sąsiadów.
Nie od razu dotarliśmy na miejsce startu, po drodze zatrzymaliśmy się w Pastwinach – gdzie spędziliśmy miłe popołudnie na kąpieli w jeziorku ( z którym wiążemy pewne plany na przyszłość ;-), smakowaniu przepysznego piwka w kolorze kawy, zajadaniu się langoszami i biwakowaniu na brzegu. Dopiero w niedzielę rankiem wyruszyliśmy do Rychnova. Dotarliśmy jeszcze przed rozpoczęciem zapisów, więc mieliśmy trochę czasu na spacerek po uliczkach. Miasteczko zrobiło na nas bardzo dobre wrażenie. Piękne uliczki, kamieniczki, pałacyk. Szkoda, że zabrakło czasu na dokładniejsze zwiedzanie.
Na starcie stawiło się 51 zawodniczek i zawodników ( no zawodniczek było tylko pięć..), impreza zapowiadała się na mały, lokalny bieg. Jeszcze przed startem mieliśmy okazję zamienić kilka słów z organizatorami i stałymi bywalcami Żylińskiego Hamburga , na którym gościliśmy już kilka razy. O 10.00 wystartowaliśmy z rynku Rychnova, słoneczko świeciło mocno i zapowiadało się, że w ciągu dnia trochę nas spiecze.... Słowa Miro potwierdziły się od samego początku. Właściwie nie pamiętam czy na trasie był choć jeden mały kawalątek płaskiej trasy....biegliśmy albo pod górkę, albo z górki.....Trasa wiodła drogą asfaltową po okolicznych miejscowościach. Z Rychnova nad Kněžnou przez Javornici, Slatinu, Pěčín Rokytnici v Orlických horách, Nebeskou Rybnou, Jaroslav i powrót do Rychnova nad Kněžnou. Cudowny krajobraz (zdjęcia z trasy: http://www.3athlon.com/marathon_2007/images/marathon2007.htm) napełniał mnie spokojem i dawał poczucie niesamowitej radości. Biegać w takim terenie to prawdziwa przyjemność. Majaczące w oddali szczyty pozwalały na puszczenie wodzy fantazji i wzniesie się ponad troski dnia codziennego. To już nie było bieganie, ale wyższy stan świadomości..... Bieg rozpocząłem trochę ostrożnie, mając w pamięci start z przed dwóch tygodni w Rajcu, gdzie miałem ogromne problemy ze skurczem w łydkach. Przebieg trasy pozwalał na „odpoczywanie” na zbiegach. Co dwa i pół kilometra było stanowisko z wodą im napojami. Na niektórych punktach były też owoce. Osobiście korzystałem od połowy biegu tylko z wody......na jednym z punktów dostałem zamiast niej coś różowego i słodkiego...fuuuujjjjj.....to nie dla mnie. Czysta woda, trochę fotonów od słoneczka w zupełności wystarcza żeby przebiec tych parę kilometrów. Na dziesiątym kilometrze dogoniłem Jiriną Kocianovą ( jak się później okazało zwyciężyła ona wśród kobiet) i właściwie już do końca biegliśmy razem. Jirynę spotkaliśmy kilka dni wcześniej w Brnie podczas biegu na 10 kilometrów, a Leszek poznał ją podczas tegorocznej edycji IronMan w słowackiej Nitrze, który ukończyła na 28 miejscu z czasem 11:00:55. Pomimo świecącego słońca bieg nie był uciążliwy. Część trasy przebiegała w zacienionych miejscach, a i słoneczko wysłuchało próśb niektórych i schowało się na jakiś czas za chmurkami. Nie sposób nie wspomnieć o podbiegu w okolicach 28 kilometra...właściwie nie wiem jak udało mi się tam wspiąć. Droga w tym miejscy była bardzo pokręcona, więc widziało się tylko niedaleki zakręt. Biegnąc z nadzieją, że za zakrętem jest szczyt spotykało mnie rozczarowanie... tam stali tylko rowerzyści, którzy opadli z sił na podjeździe.... Na tym odcinku takich rozczarowań było kilka, bo podbieg miał dobrych kilka kilometrów. Jednak to była już ostatnia większa trudność. Potem oczywiście trzeba było jeszcze powspinać się, ale były to już mniejsze podbiegi. Przez cały bieg czułem się dobrze i nie odczuwałem żadnych problemów z łydkami, których się tak obawiałem ( tu wielkie dzięki dla Leszka za „przepisanie” odpowiednich ćwiczeń po maratonie w Rajcu). Pod koniec trochę już brakowało sił i Jiryna mnie nieco wyprzedziła . Ukończyła bieg jako pierwsza kobieta z czasem 03:12:39 (w klasyfikacji generalnej była dziewiąta). Ja wbiegłem na metę, usytuowaną na Rychnovskim rynku po 03:13:15 ( i jest to moja życiówka !!!!!) jako dziesiąty. I nie mogło być inaczej – bo to był mój dziesiąty maraton w roku, życiu.... Więc wszystko dobrze się ułożyło. Po minięciu linii mety najpierw dopadłby mnie dwie miłe panie z Red Bullami, potem przybiegła pani z kanapkami, zaraz za nią pan z lodami ( ten napastował mnie kila razy) który wskazał też miejsce gdzie nalewano przecudownej jakości złocisty płyn. W końcu sponsorem tej imprezy był Browar Nachod. Panowie nalewający piwo mieli tylko jedną zasadę : „piwa u nas jest dostatek”. Odpoczywając już po biegu czekałem na moich przyjaciół którzy zorganizowali ten cudowny wyjazd.
Jak na zgodne małżeństwo przystało Daria i Leszek wbiegli na metę razem po 04:14:07. Oboje zmagali się na trasie z niedyspozycjami swoich organizmów, ale jak na wytrawnych sportowców przystało, nie przeszkodziło im to w ukończeniu biegu. Daria przebiegła swój 30 maraton w życiu (11-sty w tym roku) plasując się na czwartej pozycji wśród kobiet. Nasi znajomi z Żyliny również pokonali trasę z zadowoleniem. Miro Krisko przybiegł po 03:46:00 ( przed startem dopadło go choróbsko i przez kilka dni nie biegał); Alexsander Simon biegł 03:58:38 (oj zbiera, te maratoniki, zbiera... założył sobie, że w obecnym roku przebiegnie 60 maratonów, bo kończy 60 lat; ten 60 ma być w listopadzie w Zylinie); Miroslav Krumer ukończył maraton z czasem 04:07:17. Trzeba oczywiście wspomnieć, że maraton wygrał Jan Maly, który potrzebował na pokonanie trasy 02:47:58.
No i cóż, została nam tylko podroż powrotna – oczywiście przez Pastwiny z obowiązkową kąpielą...... Rychnov pozostawił w nas bardzo dobre wspomnienia, może kiedyś jeszcze odwiedzimy to piękne miasteczko....

Joel

poniedziałek, 20 sierpnia 2007

Slovakman według Leszka – relacja z długiego triathlonu

Organizacja zawodów:

Bliska ideału i było to dla mnie miłe zaskoczenie. Spodziewałem się typowej Słowackiej imprezy: niskobudżetowej ze świetną atmosferą i tyle. Tutaj było inaczej: doskonała logistyka, sporo sponsorów, ponad stu woluntariuszy – pełen profesjonalizm lecz bez masówki i anonimowości, z którą się spotykam na niektórych dużych imprezach. Nasuwa mi się jedno porównanie jeśli chodzi o poziom organizacyjny –100km w Biel!

Sędziowie, organizatorzy, woluntariusze, personel, zawodnicy sztafet mieli inny wzór i kolor koszulek z logo Slovakman, co umożliwiało szybką orientację w razie potrzeby. Wpisowe wynosiło 1200 koron słowackich, które należało zapłacić we wcześniejszym terminie; kiedy dotarło się do biura po odbiór „pakietu startowego” organizator oddawał połowę kwoty. W obrębie stadionu, na polanie można było rozbić namiot i korzystać z zaplecza obiektu – wyrosło tam małe ironmiasteczko namiotowe.

Pływanie:
Pływało się w jeziorku Szurany (na południe od Nitry). Widocznie w tym regionie mieszka spora mniejszość węgierska, bo tablice informacyjne są dwujęzyczne. Plaża piaszczysta, woda czysta i ciepła , 23-24 stopnie. Trasa w wodzie to 4 pętle, po każdej z nich wychodzi się z wody i obiega dużą dmuchaną boję. Dobrze widoczne dmuchane boje znajdowały się na całej trasie w kształcie trójkąta, przy bojach stacjonowali płetwonurkowie.
Bezpieczeństwo pływaków zapewniała też obstawa w łodziach.
Po zakończeniu etapu pływackiego, każdemu zawodnikowi pomagał jeden z organizatorów na punkcie zmian.

Rower:
Najpierw 30km dojazd na pętlę , następnie pętle także 30 kilometrowe. Przewyższenie trasy 740m, na każdej pętli spory podjazd, brak odcinków zupełnie płaskich. Punkty żywnościowe co 15 km: wymiana bidonu (izo,woda,kola) banany, batony energ. i żele. Samochody niekiedy były puszczane w ruchu wahadłowym ale nie stanowiły zagrożenia. Jazda bez podciągania ( bez draftingu), nie wymagana szosówka.

Bieg:
Woluntariusz pomaga na punkcie zmian. Pętla 7km, co 3,5 km punkty odżywcze. Na punkcie oprócz tego co wcześniej dodatkowo: ciasto, arbuzy, piwo. Początek i koniec pętli na stadionie – trasa częściowo szutrowa przez park, następnie koło rzeki, wbieg do drugiego parku – w sumie malownicza ( połowa z ekspozycją na słońce).

Kibicowanie:
Dobre na punktach zmian, trasie biegu, stadionie; na rowerze raczej „samotność długodystansowca”.

Wieczorne zakończenie imprezy:
Z wielką pompą tzn. pieczony świniak , pasta party, dymy na scenie i telebim (aż się Daria wzruszyła i zaczyna się szykować do przyszłorocznego startu), bogata tombola.

Kącik gadżeciarza:
Oryginalny medal w kształcie litery S, koszulka, ręcznik i pełno drobiazgów.

Zwycięzca:
Petr Vabrousek – prawdziwy tytan , w 2006 zdobył puchar świata w długim triathlonie, potrafi startować ( z dobrym wynikiem) 12 ironmanów w roku, także „ dwupaki” – tydzień po tygodniu. Zaczynał od wioślarstwa, teraz angażuje się także w organizację imprez.


Pierwsza kobieta:

Andrea Dermekova ze Skalicy – ma już na Koncie IM na Hawajach (czas 10:48, miejsce 121 na 220 startujących kobiet, w kategorii wiekowej miejsce 9 na 25 ). Zimą trenowała jazdę na rowerze w Egipcie , codziennie 120 do 180 km, plany na ten rok: stać się profesjonalną triatlonistką, mistrzostwa świata w długim triathlonie.

Druga kobieta:
Jiřina Kociánová z Krenovic – w tym roku jako jedyna kobieta ukończyła cały Czechosłowacki puchar w długim triatlonie (wcześniej startowała w Moraviamanie)


Inne długie triathlony w Czechach to Moraviaman i Żeleźniak

Bigman jest imprezą dwudniową, odbywa się w Pradze. W pierszym dniu startuje się w terenowym triatlonie 1,5/30/10 , trasa rowerowa i biegowa jest mocno przewyższona. Drugi dzień to klasyka: 3,8-180-42. Pływanie odbywa się na Wełtawie (pętle).

Więcej na temat zawodów Slovakman na stronie organizatora: www.slovakman.sk


Moje przygotowania do Slovakmana:
- jesienią regularnie pływałem, potem już bardzo mało (0d 1stycznia
do ironmana ok.100km)
- zimą i na wiosnę przebiegłem kilka maratonów przygotowując się
do czerwcowego biegu na 100km w Biel.
- na rowerze jeżdżę do pracy 30 do 50 km dziennie, w lipcu
przejechałem 4 razy po 100km i byłem na rodzinnej wycieczce rowerowej Górach Orlickich.

...czyli poziom wytrenowania żenujący - dziwię się, że start wyszedł
bez większego bólu i kryzysów (pewnie za bardzo się bujałem w wodzie i
nie pracowałem pożądnie na rowerze), maratonu szybciej nie mogłem.
Mam wrażenie, że bieg na 100km to o wiele większe wyzwanie niż ironman ( zgodnie z zasadą Darka Bonarskiego: najgorzej jest jak masz dużo "tego samego" - zmiana daje ulgę).
Długie triatlony bardzo mi się podobają, dlatego
w przyszłym roku mam zamiar wziąc udział w kolejnych takich zawodach.

sobota, 18 sierpnia 2007

Bieganie w Dublinie. Gdzie?

Poniższe kilka przykładów to wskazówka dla tych, którzy wybierają się lub przyjechali do Dublina i nie znaleźli jeszcze miejsc odpowiednich na treningi biegowe.

Jelenie na trasie czyli Phoenix Park


Właśnie skończyłem 20 kilometrowe wybieganie. Około 5km dobieg do Phoenix Parku, 10km pętla i powrót. Chociaż typowa irlandzka pogoda (czyt. ulewa z krótkimi przerwami) nie zachęca do wychodzenia z pubu to w tym parku zawsze spotka się jakichś biegaczy.

Phoenix Park to największy park w Dublinie i w Irlandii (Irlandczycy twierdzą, że w Europie). Usytuowany jest na zachód od centrum miasta. Większośc powierzchni to łąki i boiska, ale można znaleźc tu też kawałek lasu i kilka górek. Organizowana jest tu seria biegów przygotowująca do Maratonu Dublińskiego (5 mil, 10 mil i półmaraton). Każdy bieg gromadzi kilka tysięcy uczestników. W parku mieszkają jelenie które można czasem spotkac podczas treningu.


Góry Wicklow


Jedną z moich ulubionych tras biegowych w okolicy Dublina jest Wicklow Way. Będąc niezmotoryzowanym dotarcie w góry może się wydawac trochę skomplikowane, lecz udało mi się znaleźc kilka miejsc z których można pobiec w góry.

Warianty dłuższych wybiegań (ok 25-35km) po Wicklow Way to Glendalough- Enniskery, Marley Park- Enniskery. Ostatnio odkryłem też opcję 20 km start w Terenure, wbieg na 3 Rock Mountain (na zdjęciach widoki ze szczytu) i powrót. Jednak żeby dobiec w góry trzeba niestety pokonac parę kilometrów betonowych chodników.
Niezaznaczonych szlaków nie polecam, bo zwykle ścieżki kończą się na terenach prywatnych których właściciele mogą nie byc przyjaźnie nastawieni do intruzów (z własnych doświadczeń). Organizatorem biegów górskich w Irlandii jest IMRA.

Dojazd do Glengalough- St. Kevin's Bus Service/ Enniskery- autobusy 44/ Marley Park (Grange Road)- 16 lub 16A (najlepiej spytac kierowcę)



Bushy Park


Dośc mały park (w obwodzie ok. 5-7 km) w którym trenuje kilka klubów biegowych. Czasem jest bardzo tłoczno i trzeba uważac na biegaczy, rowerzystów i spacerowiczów. W Bushy Park biegac można raczej krótkie odcinki (interwały, sprinty, fartlek itp.) Żeby nie zostac stratowanym i pobiegac w grupie najlepiej dołączyc do któregoś z klubów (np. Sportsworld Terenure trenuje we wtorki i czwartki o 19:00). Dobrą widokowo trasą jest też kawałek wzdłuż rzeki Dodder od mostu LUASa do Bushy Parku (około 4-5km).


Z Clontarf do Dollymount Beach (wiatr w plecy- wiatr w twarz)


Jak ktoś mieszka blisko zatoki z pewnością biega po promenadach. Jedyne miejsce które pod tym względem sprawdziłem to droga z Clontarf w kierunku Howth do drewnianego mostku na Dollymount Beach. Trasa dla tych którzy lubią zmagania z wiatrem. Tutaj wieje on chyba zawsze. Z tym, że biegnąc w stronę Howth biegnie się z wiatrem, a wraca się pod wiatr, więc końcówka treningu jest bardzo wymagająca. Trzeba też uważac na rowerzystów, bo przebiega tu bardzo szybka ścieżka rowerowa, na której jadąc z wiatrem sam lubię mocniej nacisnąc na pedały.


Inne ciekawe linki: BHAA, RUN IRELAND, AAI

niedziela, 5 sierpnia 2007

Ślimaki na zawodach Slovakman - 4.08.2007

Wielkie gratulacje dla "Żelaznych Ślimaków", które wczoraj na zawodach w słowackiej Nitrze ukończyły swojego pierwszego Ironmana (3,8km/180km/42,2km).
Artura Kubica z czasem 12:56:18 zajął 57 miejsce (16 w kategorii), a Leszek Naziemiec z czasem 13:02:47 miejsce 59 (17 w kategorii).

Tutaj pełne wyniki