piątek, 27 lutego 2009

Sportu a Studené Vodě Zdar!!!

3 lata temu Leszek opowiedział mi mało prawdopodobną historię o zawodach pływackich, które urządzają sobie Czesi i Słowacy. Nie było by nic w tym dziwnego gdyby nie fakt, że zawody te odbywają się porą zimową na otwartych akwenach najczęściej rzekach. W pierwszej chwili wziąłem to za niezły żart, ale nie dawało mi to spokoju. Musiałem to sprawdzić.
Dzisiaj 21.02.2009 stojąc na brzegu rzeki Morawa w Ołomuńcu zadaję sobie pytanie "Po co Ci to było?" Do startu pozostały tylko minuty. Pierwszymi,którzy wystartowali byli zawodnicy pokonujący dystans 100m. Następna grupa w której ja się znalazłem miała zmierzyć się z dystansem 250m. Byłem już rozgrzany i skupiony na wykonaniu tego absurdalnego jakby się mogło zdawać zadania. Ale czy wystarczy mi sił na dopłynięcie do mety w wodzie o temperaturze blisko 0°C. Zobaczymy.


Do startu zostało jeszcze 30 sekund o czym informuje sędzia. 10...3, 2, 1 i start. Przede mną i innymi zawodnikami do pokonania 250m. Po wejściu do wody organizm dostaje takiego kopa, że nie wie co się z nim dzieje i nie jest w stanie przekazać ogromnej ilości informacji do mózgu. Trzeba ogromnego wysiłku i dużo energii aby przebyć kolejne metry. Mimo, że zawody odbywają się w rzece to jej prąd jest mało wyczuwalny. Mięśnie robią się coraz oporniejsze i twardsze a ruchy są coraz bardziej utrudnione. Dodatkowo oddech jest przyspieszony co nie wpływa pozytywnie na komfort płynięcia. Mam za sobą 150 m a do mety wciąż 100m. Jest ciężko. Moje ruchy są spowolnione i czuję jak całe ciało pulsuje i nabrzmiewa. Z góry słyszę bardzo pomocny doping Leszka: jeszcze, jeszcze...50m dosięgają mnie chwile zwątpienia...przecież w ogóle nie płynę, stoję w miejscu. Ale jest to tylko subiektywne odczucie bo meta jest jednak coraz bliżej. Na końcu asekurował wyjście z wody płetwonurek, którego uścisk dłoni był jak zbawienie. Z wody wyskoczyłem jak oparzony i lekko oszołomiony. W pierwszej chwili chciałem założyć buty, ale jak się zorientowałem, że moje obrzmiałe stopy się do nich nie zmieszczą pobiegłem co sił na boso do hotelu. W środku Leszek natarł mi zmarznięte plecy i bolący kark. Powoli dochodziłem do siebie chociaż bardzo źle się czułem i nie było mi do śmiechu. Dostałem silnych dreszczy i nie potrafiłem utrzymać garnuszka herbaty w dłoni. Postanowiłem trochę pobiegać wzdłuż rzeki aby się rozgrzać ale zrobiło mi się niedobrze widząc kolejnych zawodników, którzy kilka chwil wcześniej wystartowali na dystansach 500 i 750m. Wróciłem do hotelu na przepyszny morawski obiad. Nie wierzyłem własnym oczom widząc zawodników, którzy wyszli dopiero co z wody, ubranych jedynie w stroje pływackie spacerujących po śniegu.
Podsumowując były to moje jedne o ile nie najtrudniejsze zawody w jakich startowałem. W wodzie byłem 4 min i 36 s. i na chwilę obecną nie chcę tego powtarzać.