poniedziałek, 3 września 2007

„Woda jest ciepła, można pływać bez pianki….” relacja z Pogorii autorstwa Joela

Drugiego września 2007 roku Ślimaki z Bytkowa postanowiły zakończyć wakacje imprezą pływacką. Na miejsce zawodów wybraliśmy akwen Pogoria III w Dąbrowie Górniczej. Dzień wcześniej, czyli w sobotę odbyło się oficjalne mierzenie temperatury wody – według mierzących miała ona wówczas 20 stopni Celsjusza, ale miałbym co do tego pewne wątpliwości…Zmierzono też długość kąpieliska gdzie miała odbywać się impreza. Wyszło, że zawodnicy będą pływali na odcinku 200 metrów. Dystans do pokonania był ustalony już wcześnie : 10 km. Oczywiście od razu założyliśmy, że każdy może zakończyć pływanie w wybranym przez siebie momencie (jak to na NIC-ach bywa …-). W dniu zawodów byłem nad jeziorkiem nieco wcześniej. Temperatura powietrza wynosiła około 15 stopni Celsjusza, lekka mgiełka nad wodą, delikatny szum wiatru, słoneczko lekko schowane za chmurami. Zanurzyłem ręce w wodzie….ojjjj, woda mogła mieć z 18 stopni Celsjusza. Od razu pomyślałem, że w takich warunkach ciężko będzie zrealizować zamierzenia, ale w końcu jako klasyczny mięczak ja miałem pozostać na brzegu, a zimną wodą mieli zmagać się inni. Przed ósmą na plaży kąpieliska pojawili się wszyscy startujący : Daria Naziemiec, Ewa Lampa, Leszek Naziemiec, Andrzej Lampa, Czesław Wizner i Artur Kubic. Artur przymocował przy linii końcowej kąpieliska dwie plastikowe skrzynki do których powkładaliśmy termosy, napoje, jedzenie, kisiel… w ten sposób punk żywnościowy został zorganizowany na wodzie. Parę minut po 08.00 dałem sygnał do startu, cała szóstka ruszyła. Nie wiem co oni wtedy czuli, ale mi zrobiło się zimno. Na terenie kąpieliska oprócz nas praktycznie nie było nikogo. Od czasu do czasu pojawiali się spacerowicze, którzy z podziwem i pełni uznania przyglądali się pływającym. Tylko z niedowierzaniem słuchali jaki dystans chcą pokonać. Od samego początku Artur narzucił bardzo szybkie tempo. Tuż za nim uplasowała się Ewa, która podczas pokonywania pierwszych odcinków niewiele traciła do prowadzącego. Daria w Leszkiem w pięknym stylu, wzbudzając moją zazdrość harmonią ruchów, zaczęli w podobnym tempie. Dalej płynął Andrzej, a na końcu Czesiek. Wszyscy mozolnie zaczęli pokonywać 200 metrowe odcinki. Ja spokojnie siedziałem na brzegu, grzałem się w blasku słońca i zazdrościłem im, że tak świetnie radzą sobie w wodzie. Nic nie mogłem na to poradzić, nie radzę sobie z wodą, nie pływam. Pozostało mi więc obserwowanie pływaków i otaczającej ich natury, a jest tam co podziwiać. Szczególnie w taki dzień jak dzisiejszy. Pogoda wręcz wymarzona na spacery, jazdę na rowerze, bieganie, na pływanie może mniej….Jednak okoliczni mieszkańcy nie wykorzystali tego, w okolicy było pusto. Dzięki temu urok tego miejsca stawał się jeszcze większy. Można było pozostać ze swoimi myślami, marzeniami. Myśli krążyły już nie tylko wokół Pogorii, ale płynęły wolno w strefę nierzeczywistą. Do rzeczywistości co kilkadziesiąt minut przywracał mnie chlupot wody rozpryskiwanej przez Artura (płynął najszybciej i najgłośniej). Pierwsza z wody wyszła Daria, po przepłynięciu 1,6 km w czasie 40 minut. Była sina z zimna i tylko to skłoniło ją do podjęcia decyzji o zakończeniu dalszej rywalizacji. Słusznie, dalsze pozostawanie w wodzie mogło mieć dla niej poważne konsekwencje. Dla mnie i tak jest bohaterką !!! Wielkie gratulacje!!! Pomimo owinięcia się w ręcznik i koc cała drżała przez dobre kilkadziesiąt minut. Dopiero po jakimś czasie udało jej się odzyskać trochę ciepła. Po godzinie i dwudziestu dziewięciu minutach z wody wyszła Ewa. Przepłynęła 3 kilometry i 200 metrów. Ona również utraciła całkowicie ciepłotę ciała i trzęsąc się jak osika, przez dobrych kilka minut raczyła Darię i mnie uroczym śmiechem….taka reakcja na zimno. Też trwało dobrych kilka minut zanim mogła normalnie rozmawiać, ale zimno czuła pewnie jeszcze długo. Niedługo po zakończeniu zawodów przez Ewę, na plaży powiali się ratownicy obsługujący kąpielisko, ale w dniu dzisiejszym ich jedynym zajęciem było….zlikwidowanie kąpieliska . Chwilę jednak pogawędziliśmy z jednym z ratowników i obiecał nam wsparcie logistyczne przy organizacji kolejnej imprezy. Kolejny zawodnikiem kończącym zawody był Czesław Wizner. Przepłynął 4 kilometry w czasie 02:12. Jemu również było potwornie zimno. I chyba wsiadając na rower, żeby pojechać do domu, dalej odczuwał potworny chłód. Andrzej zakończył pływanie po przepłynięciu 7 kilometrów i 200 metrów w czasie 03:47 minut. Sam nie wiem jakiego był koloru gdy wyszedł z wody. Siny ? Blady ? Na pewno potwornie zmarznięty. Nieopodal nas pojawiła się para młodych ludzi. Dziewczyna rozebrała się do stroju kąpielowego i położyła na piasku. Chłopak wszedł do wody i krzyknął : „woda jest ciepła, może płynąć bez pianki…” Po czym ubrał piankę i przepłynął około 1000 metrów. Potem wyszedł z wody, powycierał się, ubrał gruby polar i obje uciekli z plaży…Od tego momentu na polu walki pozostało dwóch pływaków : Artur i Leszek. Obaj konsekwentnie pokonywali metr za metrem. Zimno, zmęczenie, zniechęcenie – to wszystko było dla nich obce. Dwa żelazne ślimaki były nie do zatrzymania. Byliśmy przekonani, że nic nie jest w stanie przeszkodzić im w przepłynięciu całego dystansu. I nie pomyliliśmy się. Obaj okazali się prawdziwymi wytrwalcami, których nic nie jest w stanie zawrócić z obranej drogi. Wzbudzając podziw i szacunek, obaj przepłynęli 10 kilometrów. Artur w czasie 04:27:19, a Leszek w czasie 05:22:01. Chylę głowę przed tym dokonaniem. Gdybym nie był taki cherlawy to podrzuciłby ich do góry…..Gdy Leszek skończył pływać, nie było już kąpieliska…ratownicy zwinęli bojki, zabrali flagę, swoje zabawki i poszli do domu. Cóż, my też poszliśmy….Był to wspaniały dzień, spędzony w cudownej atmosferze i z cudownymi ludźmi. Szkoda było opuszczać tą niewielką plażę, na której pozostało tyle myśli i pragnień…..

Joel

zdjęcia TU