Kolejny start za mną - to chyba mój 42 maraton (nie pamiętam, trochę już tracę rachubę). Na początku roku zakładałam, że to będzie start po życiówkę :-). Jednak Wrocław to super warunki - trasa płaska, picie praktycznie co 2,5 km, jedzonko (banany) co 5 km, nic tylko bić rekordy. Tylko żeby robić życiówki trzeba coś trenować. Jak zwykle wakacyjne upały mnie zniszczyły i nie biegałam prawie wcale. Stojąc na linii startu byłam pewna, że nie ukończę tego maratonu, a tu proszę - przebiegłam. Jednak wydolności się tak szybko nie traci, to jest bardzo fajne. Ale teraz już zamierzam się trochę rozsądniej wziąć za bieganie. Przede mną 100 km w Kaliszu!
We Wrocławiu trasa mi się dosyć podobała - jedna pętla! nic się nie powtarzało. Chociaż może mogło być trochę więcej takich parkowych elementów. Po ukończeniu maratonu czekałam na wylosowanie samochodu, ale tym razem znowu mi się nie udało. Może następnym - w sumie to i tak na razie nie mam nawet prawa jazdy :-)