czwartek, 23 października 2008

Pozostało czekanie... czyli końcówka przygotowań do maratonu dublińskiego

W ciągu ostatnich 2 tygodni trochę straciłem rachubę kilometrów (na szczeście wszystko notuję) i szczerze mówiąc straciłem duuuużo energii, która potrzebna mi będzie podczas maratonu.

Na szczęście ten tydzień odpoczywam i odstawiłem bieganie w kąt. Mam nadzieję, że pomoże mi to odzyskac siły i zapał do walki z własną życiówką. Chwila, czyżbym zaczynał już wymyślac wytłumaczenia swojej porażki?:) Nie, to chyba tylko lekkie zmęczenie...


Tydzień piąty- końca nie widac


Po niedzielnej szybkiej 'piątce' tydzień mijał na codziennym bieganiu. Poniedziałek- godzina OBW1, wtorek - godzina minutówek, środa – OBW1, czwartek – 5 razy 600m i 800m, piątek – OBW1 i w sobotę zrobiłem przerwę w bieganiu przed niedzielnymi zawodami.

To miał byc mocny akcent na koniec tygodnia - bieg przełajowy na 8km w Tymon Park. Już w roku poprzednim dał mi popalic, choc niby 'Co to jest 8km?'. Niby nic, jednak wygląda to troszkę gorzej jak masz się ścigac z samymi 'wyjadaczami' i walczyc o miejsce w ogonie.

Przed zawodami spotkałem Mirka, kolegę biegacza z którym czasem robimy luźne rozbiegania w parku, a który reprezentuje konkurencyjny klub... i zwykle mija linię mety przede mną. Pierwotny plan był taki, że będę biegł na pulsometr, jak tydzień wcześniej. Niestety spalił na panewce, bo w pośpiechu zapomniałem z domu wziąc pasa do mierzenia pulsu. W przebłysku geniuszu stwierdziłem, że będę się trzymał Mirka. No i przez pierwsze 2 z 4 pętli faktycznie się trzymałem, a potem tylko obserwowałem, jak zwiększa się dystans między nami. Sapałem, fuczałem, przebierałem nogami, pociłem się przeokropnie, a i tak czułem jakbym się prawie nie poruszał i jakbym miał ugrząśc w błocie na dobre. Oczywiście Mirek znowu mi dołożył, ale przynajmniej na ostatniej prostej zdobyłem się na ostry finisz, który wzbudził uznanie wśród znajomych z klubu. Gośc z którym się ścigałem w końcówce jednak nie dał za wygraną i na ostatnim łuku zabiegł mi drogę, tak że musiałem albo go przepuścic albo wylądowac na żywopłocie. Wybrałem opcję pierwszą, nie chcąc ryzykowac kontuzji. Z resztą następnego dnia miałem w planie 'trzydziestkę'.

Rezultat pomijam celowo:)


Długa noc i bieganie z olimpijczykami


W poniedziałek po pracy ubrałem się w miarę ciepło, natankowałem bidon wodą i wybiegłem do parku na długi trening. Biorąc pod uwagę fakt, że największa pętla w okolicach parku ma około 3,5km plan zakładał, że zrobię ją 9 razy (w tym 6 pętli OBW1 i 3 pętle OBW2). Nuda, a wręcz nuuuuuuuda, więc ubrałem też słuchawki na uszy, żeby monotonię jakoś zabic muzyką. Po dobiegnięciu do parku położyłem bidon na murku, żeby po trzeciej pętli zacząc z niego korzystac i wyruszyłem na ten nudny trening.

Wieczór okazał się całkiem przyjemny, po pierwszej godzinie treningu, na którymś-tam-z-kolei kółku minąłem znajomych biegaczy, ale z minuty na minutę ludzi było coraz mniej.

Każde kółko zaczynało się 200m w Bushy Park, po czym przecinało się 2 przecznice domków jednorodzinnych i łukiem skręcało obok pomnika św. Panienki nad rzekę Dodder. Potem jakieś 2 kilometry wzdłuż parku nad rzeką, a następnie znowu w lewo w stronę Terenure, obok przystanka autobusowego, na którym czasem ktoś czekał. Pod koniec pętli lekko pod górkę i przez kolejną dzielnicę domków z powrotem do parku.

Byłem na prawdę zadowolony z siebie, kiedy skończyłem cały trening i truchtałem z powrotem do domu.

Po 'trzydziestce' zrobiłem w tamtym tygodniu jeszcze 3 treningi, a zakończyłem ponownie biegiem przełajowym na 8km (5mil – 5 okrążeń).

Tym razem wiedziałem, że będzie jeszcze ciężej niż przed tygodniem. W Gerry Farnham 5miles tradycyjnie wzieli udział czołowi biegacze irlandzcy w tym również olimpijczycy. Oprócz tego w Phoenix Park, gdzie były rozgrywane zawody wiał silny wiatr z którym trzeba było walczyc przez wiekszośc dystansu. Nie zdziwiłem się zbytnio, gdy pod koniec trzeciej pętli zostałem zdublowany przez czołówkę, przecież nie powinienem się za bardzo przemęczac przed maratonem:).

Na ostatnich kilometrach ścigałem się z resztką weteranów (z których niektórzy i tak mnie wyprzedzili).

Najprzyjemniejszym fragmentem tego biegu (jak z resztą większości z nich) był wypas po zawodach czyli herbatka, kanapki, ciasteczka i rozmowy biegaczy o bieganiu.


...i w ten sposób przygotowania do maratonu zakończyłem. Teraz tylko pozostało go przebiec i zrobic zyciówkę (lub znaleźc wiarygodną wymówkę, gdyby jednak nie wyszło:))