Szanowni państwo, jaka była pogoda w ostatnie dni ( czyli przed 27 maja 2007 roku) każdy widział. Już 20 maja 2007 roku niektórych podpiekło słoneczko…. Więc grupa ślimaków postanowiła znaleźć miejsce gdzie mogłyby opuścić swoje skorupy i pobyć trochę w środowisku bardziej wilgotnym. Analiza prognoz pogody wskazywała, że w dniu 27 maja 2007 roku najbardziej optymalnym miejscem na ziemi do takich poczynań będzie słowacka Żilina. Prognozowana temperatura miała być wprawdzie niezbyt niska, ale zapowiadano deszcz i burze. Nie pozostała nam nic innego jak zorganizować wypad do tej pięknej miejscowości. Leszek Naziemiec, Adam Jageła i ja umówiliśmy się na start o 05.15. Mieliśmy podjechać na dworzec PKP po Jerzego Wykę, który miał przyjechać pociągiem ze Szczecina, gdzie brał udział w zawodach kolejarzy ( jakiś dziwny wielobój..) Niestety Jerzy nie dojechał – podczas sportowej walki z innymi kolejarzami doznał kontuzji nogi….. gdy teraz to analizuję to wydaje mi się, że to był znak….. wracając do tematu : ruszyliśmy w trzech. Słoneczko wprawdzie czasami chowało się za chmurki, ale nie zwiastowały one żadnych opadów. Do Żiliny dotarliśmy o 07.30. Zapomniałem dodać, że nasza chęć zmoczenia się była połączona z nieodpartą ochotą na przebiegnięcie standardowego w naszym środowisku dystansu 42.195 km… a właśnie tak się złożyło, że w dniu 27 maja 2007 roku w miejscowym parku miał odbyć się „ M e z i n á r o d n í M a r a t o n M í r u K R U M E R A” . To kolejna 55 edycja Žilinskego Hamburga – imprezy organizowanej przez Kriško Miroslava i Simona Alexander. Piękny maraton przy minimalnej organizacji. Tym razem cały bieg był dedykowany Miroslavovi Krumerowi (rocznik 1949), Czechowi przybyłemu z Ostrawy, który miał przebiec swój setny maraton. Miru zaczął biegać w 2000 roku, ważył wówczas 100 kilogramów. Teraz schudł do około 80 kilogramów i świetnie sobie radzi na maratońskich trasach. Krisko na tą okazję przygotował specjalne numery, a właściwie dla wszystkich jeden numer : 100…. Już tradycją Žilinskego Hamburga jest, że startują w nim Polacy, Czesi i Słowacy. Tak też było i tym razem. Na starcie stanęło jedenastu zawodników, oprócz naszej trójki, organizatorów i jubilata przybyli jeszcze : Brezina Jiri (1939), Krcmarik Vladimir (1952), Cuntala Juraj (1951), Belko Stefan (1988) i Tichy Peter (1969)- postać niebagatelna, olimpijczyk w chodzie ( Ateny 1996 rok – 32 miejsce w chodzie na 50 km, Sydney 2000 rok – 17 miejsce w chodzie na 50 km, jego najlepsze wyniki to : bieg - 10km -31:27 maraton-2:27:53,chód-3km-11:39,5km-19:39,10km-41:33,20km-1:24:17,50km-3:51:22,100km-9:02:00 -rekord Słowacji). Przed startem Kristo zafundował nam sesje zdjęciową i o godzinie 08.20 wystartował 54 ŻH. Wspomnę tylko, że marzenia niektórych ślimaków o deszczu i chłodzie spełzły na niczym. Słoneczko pięknie przygrzewało, a temperatura powietrza wynosiła około 20 stopni Celsjusza. Jak można się było spodziewać nasze „Śmigające Stopy” czyli Adam Jagieła od razu objął prowadzenie. Narzucił sobie (innym nie, bo nikt nie podjął z nim walki) bardzo szybkie tempo i już do końca pozostał niedościgniony. Pozostali w wolniejszym tempie rozpoczęli zmagania z upałem i trasą biegu. Należy zaznaczyć, że Krisko, Simon i Krumer dzień wcześniej też przebiegli maraton ( była to 53 edycja ŻH), a Tichy Petr zaliczył 30 km. Nie było jednak po nich widać zmęczenia, byli radości i pełni energii. Od początku biegu Leszek narzekał na lekki uraz kostki, która go pobolewała. Boląca kostka i upał ukształtowały strategię Leszka na bieg – niezbyt szybko, ale wytrwale do celu. Jeszcze przed startem Leszek postanowił zabezpieczyć swoją Coca-Colę (ostatnio dzieciaki podprowadziły mu butelkę tego niezdrowego napoju) i nakleił na nią trupią czaszkę……miała odstraszyć potencjalnych niegodziwców chcących pozbawić go źródła energii … pomysł okazał się skuteczny, ale i dzieciaków w parku było jakby mniej. W ogóle tym razem, nieco inaczej niż podczas naszej poprzedniej wizyty, park był raczej pusty. Pojawiło się paru spacerowiczów, zjawili się też inni biegacze (chyba z trzy osoby), ale generalne do końca biegu alejki były puste. Oczywiście jak w każdym parku trzeba było czasami uprawiać skok przez smycz…..Mniej więcej po godzinie od startu ilość dostarczanych nam fotonów nieco zmalała – małe chmurki zawisły nad żylińskim zielonym skwerkiem i nadzieja na lekkie skropienie biegaczy wzrosła. Jednak – jak to z nadzieją bywa – okazała się złudna. Po chwili słoneczko ponownie zaczęło królować na niebie, nie ustępując już do końca. Około południa temperatura wzrosła do 30 stopni Celsjusza i chociaż część trasy przebiegała wśród drzew, to gorące powietrze dopadało nas wszędzie. Każdy swoim rytmem starał się pokonać te warunki. Niestety na 21 kilometrze zacząłem odczuwać ból w prawej nodze…pozostałość po nocnym skurczu. Towarzyszyl mi on przez około cztery kilometry. Gdy minął miałem nadzieję, że pożegnaliśmy się na dobre. Najwidoczniej jednak on powiedział tylko : „do zobaczenia”. Po raz drugi dopadł mnie na 39 kilometrze i już nie opuścił do końca. Jednak mój niewielki ból, był niczym w porównaniu z zmaganiami Adama…..Nasz szybkobiegacz od 30 kilometra bardzo poważnie zaczął odczuwać ból kolana – kontuzja sprzed kilkunastu dni, już częściowo zaleczona, dała o sobie znać. Kilka razy Adam rozważał wycofanie się z dalszego biegu i myślę, że byłaby to rozsądna decyzja. Nikt nie miałby mu tego za złe…ale nasze rozsądki już dawno mają sezon urlopowy ;-) Adam po prostu co dwa, trzy kółeczka ( dla niezorientowanych informacja, że jedna pętla ŻH ma kilometr i biega się w koło 42 razy…… z haczykiem ) nieco zwalniał dając odpocząć nodze. Jego przewaga była tak duża, że pierwsze miejsce miał zagwarantowane, pomimo znacznego (jak na niego) zwolnienia tempa. Ewentualnym jego rywalem mógłby być Peter Tichy, ale on zakończył uczestnictwo po przebiegnięciu półmaratonu. Zawody zakończyły się w prawdziwym ukropie – to już nawet nie był upał. Żar lal się z nieba na sześciu biegaczy którzy ukończyli pełny dystans maratonu. Po dobiegnięciu ostatniego zawodnika (Brezina Jiri) szybko posprzątaliśmy miejsce mety i na zaproszenie głównej postaci 55 edycji ŻH – Miroslava Krumera udaliśmy się do pobliskiej restauracji na orzeźwiający płyn izotoniczny w kolorze złocistym…..Kalt 12, Corgon, Starobrno….przy rozstaniu Krisko zapowiedział, że chciałby wziąć udział w naszym NIC-u. ZAPRASZAMY !!
Pełne wyniku 55 ŻH :
1 Jagieła Adam 73 POL Ślimak Bytków 3:25:51
2. Ciesiński Mariusz 70 POL Ślimak Bytków 3:39:26
3. Kriško Miroslav 57 SVK 42195.sk 3:46:23
4. Naziemiec Leszek 74 POL Ślimak Bytków 4:09:15
5. Simon Alexander 47 SVK DS Žilina 4:20:21
6. Krumer Miroslav 49 CZE Ostrov 4:25:56
7. Březina Jiří 39 CZE SK Přerov 4:45:07
8. Tichý Peter 69 SVK ŠKP Čadca 1:38:31 - 1/2M
9. Krčmárik Vladimír 52 SVK Žilina 1:20:13 - 15 km
10. Čuntala Juraj 51 SVK Kysucké Nové Mesto 47:58 - 10 km
11. Belko Štefan 88 SVK MŠK KNM 40:27 - 9 km
Joel