sobota, 26 maja 2007

Maratoński piknik – relacja Joela z czwartej „majowej” edycji Nothing International Classic Marathon.

Przez otwarte szyby samochodu wpadało rześkie powietrze gdy 20 maja 2007 roku o godzinie 06.45 wjechałem do Wojewódzkiego Parku Kultury i Wypoczynku. Zapowiadał się piękny, słoneczny dzień. Wcześniejsze prognozy o dość wysokiej temperaturze miały szansę się sprawdzić…..Z magazynku restauracji „Bażant” wyjąłem stół i ławki, które parę dni wcześniej zdeponował tam Alek. Gdy targałem je na miejsce mety, zjawił się Artur Kubica. Szybko rzucił cztery wielkie butle z wodą i przebrał się do biegania. O godzinie 07.00 wystartował – ot i pierwszy biegacz czwartej edycji NIC – Majowego był na trasie !!!! Zaraz na punkt wpadła Asia ze swoim synkiem i właściwie od tego momentu punkt pomiarowo – żywieniowo - napojowy był w jej rękach. Pomimo, że do oficjalnego startu mieliśmy jeszcze godzinę, zaczęli powoli zjawiać się biegacze z rożnych miejscowości : Bielsko-Biała, Lubliniec, Gliwice, … Zapisy i wydawanie numerów przebiegały sprawne. Wyręczył mnie w tym Alek, który pomimo czynnego uczestnictwa w sobotnim supermaratonie , gdzie przebiegł 72,7 km (w Eisenach) i całonocnej podroży powrotnej przezwyciężył zmęczenie i wcielił się w rolę sędziego. O godzinie 08.00 wszyscy startujący powoli przeszli na linię startu przy stacji kolejki „Elki” – Leszek jeszcze krótko omówił przebieg trasy – i po chwili Alek dał sygnał do startu…..43 zawodników ruszyło na trasę. Nikogo nie zdziwiło, że od razu na czoło wysunęli się nasi szybkobiegacze : Adam Jagieła i Jerzy Wyka…..dołączyli do nich też zawodnicy z Mety Lubliniec . Czołówka ukształtowała się na samym początku biegu. Część osób zakładająca przebiegnięcie tylko kilku kółek również narzuciła sobie szybkie tempo. Maratończycy, traktując NIC-a w różny sposób ( część jako całkiem poważne zawody, niektórzy całkiem treningowo, jeszcze inni jak dobry relaks i zabawę  ) biegli w bardzo zróżnicowany sposób. Od samego początku było wiadomo, że temperatura nie wszystkim będzie sprzyjała – pomimo, że spora część trasy była zacieniona, to gorące powietrze wielu wysuszało na wiór. Całe szczęście dla wszystkich biegaczy w okolicy ZOO pojawił się nieodzowny Janusz z pokaźnym zapasem wody, Coli, bananów…Dzięki niemu mieliśmy dwa punkty żywieniowe. Jeden przy „Bażancie” , a drugi w newralgicznym punkcie, bo tuż przed ciężkim podbiegiem. Było to szczególnie ważne na czwartym, piątym, szóstym…..kółeczku, wtedy temperatura dawała się we znaki bardzo solidnie. Nie mogę znaleźć słów uznania dla Janusza za ten pomysł – było to pierwszorzędne przedsięwzięcie! Park zapełniał się spacerowiczami którzy w przeważającej części patrzyli z podziwem na ganiających w koło ludków. Niektórzy zaczepiali nas i wypytywali co to za impreza i wyrażali swoje uznanie dla biegaczy. Sam przeprowadziłem mała agitację na rzecz udziału w kolejnym NIC-u z panem który przez chwilę towarzyszył mi na rolkach. Nie wiem z jakim skutkiem, bo gdy zaproponowałem mu, żeby przejechał dystans na tym ustrojstwie które ma na nogach, uśmiechnął się tylko i odjechał w innym kierunku. Na punkcie przy „Bażancie” Asia z Alkiem cały czas roztaczali troskliwą opiekę nad biegaczami serwując im napoje, ciasta, owoce. No ale jak to na nicy, ich rola nie ograniczała się do „logistyki”. Punkt żywieniowy zamieniał się w pewnych momentach w prawdziwe centrum konferencyjne, kawiarenkę, gdzie toczyły się przemiłe rozmowy, opowiadano dowcipy, anegdoty popijając przepyszne piwo dostarczone na punkt przez Marka (ojjj chwała CI za to !!!). Zdarzało się – i nie były to pojedyncze przypadki – że ktoś przesiedział kilkanaście minut na ławeczce będąc przekonany, że już dalej nie pobiegnie…..aż tu nagle wstawał z ławki i ruszał na kolejne kółeczko. Dzięki temu podczas czwartej edycji NIC-a cały dystans maratonu przebiegły 24 osoby. Najlepszy okazał się Henryk Kocyba (Meta Lubliniec) który uzyskał czas 3:07:13. Kilka minut za nim do mety dobiegł Adam Jagieła (03:12:15) chyba znany wszystkim nicowcom ślimak z Bytkowa. Adam jeszcze przed startem narzekał na nie do końca wyleczoną kontuzję kolana, ale jak widać nie przeszkodziło mu to w zajęciu czołowego miejsca. Trzeci do mety dobiegł Ignacy Oziębała z czasem 03:17:38, a na czwartej pozycji uplasował się Jerzy Wyka (03:22:43) nasz rekordzista nicowej trasy ( 02:58:26 podczas trzeciej edycji). Jednak podczas tej edycji Jerzy nie miał zamiaru bić rekordu trasy. Przyświecał mu całkiem Iny cel. Gdy tylko dobiegł do mety, zrzucił z nóg buty, założył rolki i … śmignął na trasę NIC – tym razem z zamiarem pokonania całego dystansu maratonu w butach z kołkami….. Założenia Jerzego były takie, żeby całą trasę biegiem i na rolkach pokonać w sześć godzin. Jerzy męczył się podczas drugiej próby z potwornym upałem, spacerowiczami którzy zaludnili alejki nie pozwalając mu na swobodną jazdę i ogromną kolejką przy głównej bramie ZOO, która zabarykadowała w poprzek trasę. Pomimo tych trudności Jerzemu udało się zrealizować i do mety dotarł z łącznym czasem 05:58:38. Pierwszą kobietą która ukończyła maraton była Bogumiła Sztulpa z czasem 04:25:43. Bogusia wraz z mężem Grzegorzem (04:08:01) przyjechali do nas z Gliwic i debiutowali na trasie NIC-a. Kolejne zawodniczki na mecie to Daria Naziemiec (04:40:05), Karolina Wilczyńska (05:02:53) i Patrycja Lampart (05:36:48 – ciekawe o ile ten czas byłby lepszy gdy nie pogaduchy……). Maraton zamknął Piotr Lampart, który zmagając się z własnym zmęczeniem i dużym już upałem pokonał trasę w 06:12:16. Najlepsza kobieta i mężczyzna otrzymali pamiątkowe nagrody, a każdy kończący maraton dostał medal i pamiątkowy dyplom.

Pozostali zawodnicy kończyli bieganie pokonując mniejsze dystanse, ale wszyscy świetnie się bawili. Każdy mógł sprawdzić swoją wytrzymałość, stoczyć walkę z własną słabością, przezwyciężyć trudności – niezależnie ile kółek pokonał. W czwartej edycji NIC było 43 zwycięzców (chociaż można uznać, że 44, bo Jerzego trzeba chyba liczyć dwa razy), którzy strudzeni dobiegli do mety zostawiając na trasie wiele sił. Piknikowa atmosfera na mecie była tak wspaniała, że regeneracja sił następowała niemal błyskawicznie. Popołudniu, po zebraniu wszystkich rzeczy i śmieci zamknęliśmy kolejną edycje tej wspanialej imprezy. CHWAŁA POMYSŁODAWCOM – oby zawsze towarzyszył im taki zapał jak do tej pory.